Jest to kontynuacja części 1, dlatego polecam gorąco ją przeczytać jeżeli tego jeszcze nie zrobiłeś/aś.
Po co rozkminiać?
Rozkminiać czyli zatrzymać się nad czymś, zastanowić, przemedytować, interpretować, spróbować znaleźć sens. Dla mnie czytanie Pisma Świętego bez tego elementu jest tylko czytaniem i niczym więcej. To będzie jak przysłowiowe ziarno, które padło na drogę. Jeżeli nie zatrzymasz się na chwilę nad Słowem to nie zaowocuje Ono w Twoim życiu. I jak chcesz to możemy się teraz kłócić, bo być może powiesz, że przecież już samo Słowo ma Moc, że już samo to, że słuchasz czytań w kościółku w trakcie niedzieli to przecież już powinno działać. Tak? To o czym były czytania ostatniej niedzieli? O czym była Ewangelia? Co się zmieniło w Twoim życiu? Stałeś/aś się lepszym człowiekiem? Bo jeżeli tak, to oznacza, że to Słowo Cię poruszyło i daje sobie głowę uciąć, że w takim razie musiałeś/aś się na chwilę chociaż nad Nim zatrzymać. Nie trzeba szukać długo metafor: żeby zrozumieć drugie dno jakiejś piosenki, czy żeby zrozumieć o co chodzi w żarcie, który kolega Ci opowiedział, czy aby zrozumieć jakąś zagmatwaną historię, którą przez sekundą usłyszałeś/aś to musisz przez chwilę (może to trwać ułamek sekundy – ale!) nad tym pomyśleć.
Tak samo Pismo Święte do najprostszych nie należy i bardzo często samo przeczytanie fragmentu nic nie daje, lub pozwala zrozumieć sens tego pobieżnie. Pomyśl, że jesteś górnikiem i chcesz odnaleźć złoto. Kilka osób powiedziało Ci, że w tej kopalni są jego ogromne pokłady. No to Ty wchodzisz do kopalni, bierzesz lampkę i oglądasz… po czym stwierdzasz, ze nic nie widzisz. A przecież nawet kilofa nie tknąłeś/aś. Tak samo jest wg mnie z Biblią. Jedni oglądacze stwierdzą, że w ogóle ciemno w niej, nic ciekawego i śmierdzi grzybem. Bo żeby odkryć jej prawdziwą tajemnicę trzeba zakasać rękawy i ubrudzić sobie ręce. Coś czego ludzie dzisiejszych czasów bardzo nie lubią. Prawda?
Czy ja tak potrafię?
Nie martw się! Podstawowa zasada: nie porównuj się. To tylko demotywuje. Kiedyś prowadziłem konferencję na kursie Alfa to później słyszałem od animatorów grupek komentarze typu „fajnie mówił, ale ja chyba nigdy nie będę tak potrafiła jak on”, „ile czasu minie zanim będę tak interpretować?” itd. Uwaga: takie myślenie donikąd prowadzi. Serio! Nie uważam się za jakiegoś mega eksperta bo wiem, że jeszcze potwornie dużo muszę się nauczyć, ale nie myślę o tym. Robię to co do mnie należy i na takim jaki teraz ogarniam. I takie zdrowe podejście Ci doradzam. Nie od razu Rzym zbudowano. Gdy rodzi się człowiek to nie chodzi od razu na dwóch nogach. Pamiętaj, że każdy z nas ma w sobie takie duchowe dziecko. U jednych to dziecko dopiero robi w pieluchy, u innych raczkuje, a u jeszcze innych już biega maratony. Jeżeli nie wiesz gdzie Ty jesteś, to takie porównanie może być bardzo bolesne (i demotywujące) bo okaże się, że porównujesz dziecko raczkujące do tego co śmiga już na dwóch nogach.
Także rób to ile potrafisz i wytrwale wzrastaj. A do wzrostu potrzebny jest pokarm. Tak jak ciało materialne karmimy jedzeniem i piciem, tak to duchowe też potrzebuje pokarmu: modlitwa, sakramenty (spowiedź, Eucharystia) i Pismo Święte (dla odważnych suplementy: post i jałmużna 😉 ). Bez tego daleko nie zajedziesz. Uwierz mi. Powoli i wytrwale do przodu, a zobaczysz jak będziesz śmigać po kartach Pisma i będziesz niedługo mieć niedosyt Słowa Bożego!
No dobrze, to jak?
Po pierwsze trzeba mieć plan
Ustal sobie pewien plan i staraj się go przestrzegać. W części pierwszej pisałem o tym, żeby znaleźć sobie czas i miejsce. Jest to bardzo ważne. Następnie bierzesz krok do tyłu i w krótkiej modlitwie wezwij Ducha Świętego. Jest to ważne bo On naprawdę mocno pomaga w rozważaniu Biblii. Możesz to zrobić jak chcesz. Zaawansowani pewni wolą modlitwę spontaniczną. Ja zaczynałem (i czasami do tego wracam) tak:
Duchu Święty, który oświecasz serca i umysły nasze, dodaj mi ochoty i zdolności, aby to rozważanie Słowa Bożego było na pożytek doczesny i wieczny. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Ja następnie tak jak już wspominałem całuję Pismo Święte. Jeżeli chcesz możesz też to zrobić, ale rób to w wolności. Oczywiście możesz to pominąć, możesz zastąpić czymś innym. Obojętnie. Dla mnie jest to ważny punkt, bo wytwarza to taką pewną intymność między mną a Biblią. I otwórz.
Po drugie trzeba wiedzieć gdzie
Kiedyś ktoś mnie spytał czy lepiej otwierać byle gdzie, czy kontynuować to co się skończyło? Użyję znów porównania do kopalni: jeżeli będziesz otwierać byle gdzie, to nie wątpię, że znajdziesz złoto, tylko jak by ktoś przyszedł i poświecił lampką to by pomyślał „ale rozróba”. W rzeczywistości przełoży się to na to, że nie będziesz mieć ogólnej wizji o czym jest dana księga i/lub rozdział czy perykopa. Co gorsza – zgubisz kontekst, który w większości przypadków no jest kluczowy do prawidłowego rozkminiania Pisma Świętego. Także ja polecam konsekwentne czytanie tego co się już zaczęło. Ale wybór należy do Ciebie. Oczywiście nie ma się też co zmuszać – jeżeli po 5. rozdziałach widzisz, no że Ci nie idzie, że jakoś tak ciężko, że nie rozumiesz, to odpuść. Być może to znak, że to nieodpowiednia pora na tę księgę i trzeba wziąć coś innego na warsztat.
Tak więc moja rada: konsekwencja ze zdrowym podejściem 🙂
Po trzecie technika
Kopanie złota to trudna praca. Łatwo o zwichnięcia, kontuzje i zniechęcienie. Wiąże się to z niewłaściwie dobranym narzędziem bądź nieodpowiednią techniką lub brakiem umiejętności. Tak samo z Pismem Świętym. Można też to porównać trochę to jedzenia potrawy, którą widzisz pierwszy raz na oczy. Jak będziesz brać duże kęsy i jeść łapczywie to ani się nie najesz, ani nie zdążysz poczuć tego smaku. Jak jem steka to lubię cieszyć się tą chwilą i długo trzymać jeden kęs w buzi. Tak więc jeżeli chcesz rozkminiać Pismo Święte to weź sobie coś małego. Niech to będzie werset, który wydaje Ci się nielogiczny. Niech to będzie Słowo Jezusa do uczniów. Niech to będzie gest, który wykonał. Może to być też cała perykopa jeżeli jest krótka lub po prostu czujesz, że to wszystko tworzy jakąś całość. Weź i zatrzymaj się. Wycisz. Przeczytaj sobie kilka razy. Niech to zacznie w Tobie pracować. Zacznij myśleć o co w tym chodzi, gdzie tu jest sens? Jaki to ma smak? Nie musisz być od razu smakoszem – zacznij od tego co już potrafisz. Jak ja jeszcze chodziłem do szkoły to na lekcjach języka polskiego (których zbytnio nie lubiłem) na zajęciach z literatury (gramatyki nie cierpiałem – co pewnie widać 😉 ) nauczyciele katowali nas pytaniami o podmiot narracyjny lub liryczny, która osoba, liczba mnoga czy pojedyncza, podłoże historyczne czasów w których pisał autor itd. I powiem Wam, że to wszystko się bardzo przydaje. Na początku może to iść topornie, bo trzeba sobie to wszystko przypomnieć. Ale jak już masz ten kęs to czasami warto sobie np. uświadomić: do kogo Jezus mówi? Kiedy? Gdzie On był? Co się stało przedtem? Czy jest jakieś powiązanie? Czy to się spina w logiczną całość? Bądź dociekliwy/a i nie bój się zadawać pytań Bogu. On kocha kiedy zadajesz pytania.
Po czwarte to znać granice
Pamiętaj, żeby w tym wszystkim był jakiś zdrowy umiar. Fakt – trzeba szukać, myśleć, zastanawiać się, drążyć, pytać. Ale może okazać się, że już tak daleko odpłynąłeś/aś myślami, że Ty swoje, a Pan Bóg swoje. Bóg pokazuje Ci – patrz na to drzewo, a Ty już lecisz i badasz skład atomowy ziemi, na której to drzewo rośnie. Może okazać się, że z tego kęsu już wiele nie zostało. Najważniejsze to mieć gdzieś z tyłu głowy jaki jest cel tego czasu spotkania. Bo myślę, że Bóg naprawdę cieszy się gdy zagłębiasz się, że chcesz go głębiej poznać, ale trzeba znać granice. Np. ja bardzo bym się cieszył, gdyby mój przyjaciel zadawał mi pytania o szczegóły, bo to oznacza, że się interesuje tym co mówię, jednak zaczął bym się chyba wkurzać, jakby zamiast mnie patrzył na firanki i zaczął dochodzić w jakiej prowincji Chin je robili. Rozumiecie? Znów: zdrowy umiar i mieć z tyłu głowy ciągle cel.
Po piąte to kulturka musi być
Tata zawsze mnie uczył, że jak kończę pracę w warsztacie to trzeba odłożyć narzędzia na miejsce. Mama zawsze mnie uczyła, że trzeba podziękować za obiad. Tak samo trzeba po zakończonym rozkminianiu chwilkę poświęcić nad poukładaniem sobie tego wszystkiego w głowie i podziękować Bogu za to Słowo oraz za te rozkminy.
A czy ten kilof ma baterie? To nad tym pytaniem zastanowimy zastanowimy się w części 3 – czyli o tym co może nam pomóc w rozkminianiu.