Część 2: Jak rozkminiać Pismo Święte?

Jest to kontynuacja części 1, dlatego polecam gorąco ją przeczytać jeżeli tego jeszcze nie zrobiłeś/aś.

Po co rozkminiać?

Rozkminiać czyli zatrzymać się nad czymś, zastanowić, przemedytować, interpretować, spróbować znaleźć sens. Dla mnie czytanie Pisma Świętego bez tego elementu jest tylko czytaniem i niczym więcej. To będzie jak przysłowiowe ziarno, które padło na drogę. Jeżeli nie zatrzymasz się na chwilę nad Słowem to nie zaowocuje Ono w Twoim życiu. I jak chcesz to możemy się teraz kłócić, bo być może powiesz, że przecież już samo Słowo ma Moc, że już samo to, że słuchasz czytań w kościółku w trakcie niedzieli to przecież już powinno działać. Tak? To o czym były czytania ostatniej niedzieli? O czym była Ewangelia? Co się zmieniło w Twoim życiu? Stałeś/aś się lepszym człowiekiem? Bo jeżeli tak, to oznacza, że to Słowo Cię poruszyło i daje sobie głowę uciąć, że w takim razie musiałeś/aś się na chwilę chociaż nad Nim zatrzymać. Nie trzeba szukać długo metafor: żeby zrozumieć drugie dno jakiejś piosenki, czy żeby zrozumieć o co chodzi w żarcie, który kolega Ci opowiedział, czy aby zrozumieć jakąś zagmatwaną historię, którą przez sekundą usłyszałeś/aś to musisz przez chwilę (może to trwać ułamek sekundy – ale!) nad tym pomyśleć.
Tak samo Pismo Święte do najprostszych nie należy i bardzo często samo przeczytanie fragmentu nic nie daje, lub pozwala zrozumieć sens tego pobieżnie. Pomyśl, że jesteś górnikiem i chcesz odnaleźć złoto. Kilka osób powiedziało Ci, że w tej kopalni są jego ogromne pokłady. No to Ty wchodzisz do kopalni, bierzesz lampkę i oglądasz… po czym stwierdzasz, ze nic nie widzisz. A przecież nawet kilofa nie tknąłeś/aś. Tak samo jest wg mnie z Biblią. Jedni oglądacze stwierdzą, że w ogóle ciemno w niej, nic ciekawego i śmierdzi grzybem. Bo żeby odkryć jej prawdziwą tajemnicę trzeba zakasać rękawy i ubrudzić sobie ręce. Coś czego ludzie dzisiejszych czasów bardzo nie lubią. Prawda?

Czy ja tak potrafię?

Nie martw się! Podstawowa zasada: nie porównuj się. To tylko demotywuje. Kiedyś prowadziłem konferencję na kursie Alfa to później słyszałem od animatorów grupek komentarze typu „fajnie mówił, ale ja chyba nigdy nie będę tak potrafiła jak on”, „ile czasu minie zanim będę tak interpretować?” itd. Uwaga: takie myślenie donikąd prowadzi. Serio! Nie uważam się za jakiegoś mega eksperta bo wiem, że jeszcze potwornie dużo muszę się nauczyć, ale nie myślę o tym. Robię to co do mnie należy i na takim jaki teraz ogarniam. I takie zdrowe podejście Ci doradzam. Nie od razu Rzym zbudowano. Gdy rodzi się człowiek to nie chodzi od razu na dwóch nogach. Pamiętaj, że każdy z nas ma w sobie takie duchowe dziecko. U jednych to dziecko dopiero robi w pieluchy, u innych raczkuje, a u jeszcze innych już biega maratony. Jeżeli nie wiesz gdzie Ty jesteś, to takie porównanie może być bardzo bolesne (i demotywujące) bo okaże się, że porównujesz dziecko raczkujące do tego co śmiga już na dwóch nogach.
Także rób to ile potrafisz i wytrwale wzrastaj. A do wzrostu potrzebny jest pokarm. Tak jak ciało materialne karmimy jedzeniem i piciem, tak to duchowe też potrzebuje pokarmu: modlitwa, sakramenty (spowiedź, Eucharystia) i Pismo Święte (dla odważnych suplementy: post i jałmużna 😉 ).  Bez tego daleko nie zajedziesz. Uwierz mi. Powoli i wytrwale do przodu, a zobaczysz jak będziesz śmigać po kartach Pisma i będziesz niedługo mieć niedosyt Słowa Bożego!

No dobrze, to jak?

Po pierwsze trzeba mieć plan

Ustal sobie pewien plan i staraj się go przestrzegać. W części pierwszej pisałem o tym, żeby znaleźć sobie czas i miejsce. Jest to bardzo ważne. Następnie bierzesz krok do tyłu i w krótkiej modlitwie wezwij Ducha Świętego. Jest to ważne bo On naprawdę mocno pomaga w rozważaniu Biblii. Możesz to zrobić jak chcesz. Zaawansowani pewni wolą modlitwę spontaniczną. Ja zaczynałem (i czasami do tego wracam) tak:

Duchu Święty, który oświecasz serca i umysły nasze, dodaj mi ochoty i zdolności, aby to rozważanie Słowa Bożego było na pożytek doczesny i wieczny. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

Ja następnie tak jak już wspominałem całuję Pismo Święte. Jeżeli chcesz możesz też to zrobić, ale rób to w wolności. Oczywiście możesz to pominąć, możesz zastąpić czymś innym. Obojętnie. Dla mnie jest to ważny punkt, bo wytwarza to taką pewną intymność między mną a Biblią. I otwórz.

Po drugie trzeba wiedzieć gdzie

Kiedyś ktoś mnie spytał czy lepiej otwierać byle gdzie, czy kontynuować to co się skończyło? Użyję znów porównania do kopalni: jeżeli będziesz otwierać byle gdzie, to nie wątpię, że znajdziesz złoto, tylko jak by ktoś przyszedł i poświecił lampką to by pomyślał „ale rozróba”. W rzeczywistości przełoży się to na to, że nie będziesz mieć ogólnej wizji o czym jest dana księga i/lub rozdział czy perykopa. Co gorsza – zgubisz kontekst, który w większości przypadków no jest kluczowy do prawidłowego rozkminiania Pisma Świętego. Także ja polecam konsekwentne czytanie tego co się już zaczęło. Ale wybór należy do Ciebie. Oczywiście nie ma się też co zmuszać – jeżeli po 5. rozdziałach widzisz, no że Ci nie idzie, że jakoś tak ciężko, że nie rozumiesz, to odpuść. Być może to znak, że to nieodpowiednia pora na tę księgę i trzeba wziąć coś innego na warsztat.
Tak więc moja rada: konsekwencja ze zdrowym podejściem 🙂

Po trzecie technika

Kopanie złota to trudna praca. Łatwo o zwichnięcia, kontuzje i zniechęcienie. Wiąże się to z niewłaściwie dobranym narzędziem bądź nieodpowiednią techniką lub brakiem umiejętności. Tak samo z Pismem Świętym. Można też to porównać trochę to jedzenia potrawy, którą widzisz pierwszy raz na oczy. Jak będziesz brać duże kęsy i jeść łapczywie to ani się nie najesz, ani nie zdążysz poczuć tego smaku. Jak jem steka to lubię cieszyć się tą chwilą i długo trzymać jeden kęs w buzi. Tak więc jeżeli chcesz rozkminiać Pismo Święte to weź sobie coś małego. Niech to będzie werset, który wydaje Ci się nielogiczny. Niech to będzie Słowo Jezusa do uczniów. Niech to będzie gest, który wykonał. Może to być też cała perykopa jeżeli jest krótka lub po prostu czujesz, że to wszystko tworzy jakąś całość. Weź i zatrzymaj się. Wycisz. Przeczytaj sobie kilka razy. Niech to zacznie w Tobie pracować. Zacznij myśleć o co w tym chodzi, gdzie tu jest sens? Jaki to ma smak? Nie musisz być od razu smakoszem – zacznij od tego co już potrafisz.  Jak ja jeszcze chodziłem do szkoły to na lekcjach języka polskiego (których zbytnio nie lubiłem) na zajęciach z literatury (gramatyki nie cierpiałem – co pewnie widać 😉 ) nauczyciele katowali nas pytaniami o podmiot narracyjny lub liryczny, która osoba, liczba mnoga czy pojedyncza, podłoże historyczne czasów w których pisał autor itd. I powiem Wam, że to wszystko się bardzo przydaje. Na początku może to iść topornie, bo trzeba sobie to wszystko przypomnieć. Ale jak już masz ten kęs to czasami warto sobie np. uświadomić: do kogo Jezus mówi? Kiedy? Gdzie On był? Co się stało przedtem? Czy jest jakieś powiązanie? Czy to się spina w logiczną całość? Bądź dociekliwy/a i nie bój się zadawać pytań Bogu. On kocha kiedy zadajesz pytania.

Po czwarte to znać granice

Pamiętaj, żeby w tym wszystkim był jakiś zdrowy umiar. Fakt – trzeba szukać, myśleć, zastanawiać się, drążyć, pytać. Ale może okazać się, że już tak daleko odpłynąłeś/aś myślami, że Ty swoje, a Pan Bóg swoje. Bóg pokazuje Ci – patrz na to drzewo, a Ty już lecisz i badasz skład atomowy ziemi, na której to drzewo rośnie. Może okazać się, że z tego kęsu już wiele nie zostało. Najważniejsze to mieć gdzieś z tyłu głowy jaki jest cel tego czasu spotkania. Bo myślę, że Bóg naprawdę cieszy się gdy zagłębiasz się, że chcesz go głębiej poznać, ale trzeba znać granice. Np. ja bardzo bym się cieszył, gdyby mój przyjaciel zadawał mi pytania o szczegóły, bo to oznacza, że się interesuje tym co mówię, jednak zaczął bym się chyba wkurzać, jakby zamiast mnie patrzył na firanki i zaczął dochodzić w jakiej prowincji Chin je robili. Rozumiecie? Znów: zdrowy umiar i mieć z tyłu głowy ciągle cel.

Po piąte to kulturka musi być

Tata zawsze mnie uczył, że jak kończę pracę w warsztacie to trzeba odłożyć narzędzia na miejsce. Mama zawsze mnie uczyła, że trzeba podziękować za obiad. Tak samo trzeba po zakończonym rozkminianiu chwilkę poświęcić nad poukładaniem sobie tego wszystkiego w głowie i podziękować Bogu za to Słowo oraz za te rozkminy.

 

A czy ten kilof ma baterie? To nad tym pytaniem zastanowimy zastanowimy się w części 3 – czyli o tym co może nam pomóc w rozkminianiu.

Część 1: Dlaczego i jak czytać Pismo Święte?

Dlaczego?

Biblia czy też Pismo Święte to dla osoby niewierzącej nic więcej jak zwykła książka. Zbiór literek i znaków interpunkcyjnych składających się na słowa i zdania.  Jednak dla osoby wierzącej lub poszukującej to coś więcej – to Słowo przez duże „S”, bo to Słowo natchnione – Słowo Boga. Kiedy się to staje i jak? Gdy wejdziemy w to my, a z nami Duch Święty. To właśnie Twoja i moja wiara przy pomocy Ducha Świętego zmienia to zwykłe słowo w Słowo. Słowo, które trafia bardzo celnie i wbrew pozorom jest ciągle aktualne.
Biblia to najprostszy, najszybszy i (prawdopodobnie) najlepszy sposób by usłyszeć co mówi do nas Bóg! A on chce Ci powiedzieć takie rzeczy, że to głowa mała. Dlaczego? Bo On chce Ci opowiedzieć o sobie. I gdzie Ty jesteś w Jego sercu.

Ale jak to?

No normalnie – Bóg przez Biblię chce opowiedzieć Ci o sobie. Czyli czytając Pismo Święte tak naprawdę słuchamy Jego Słowa. Dlatego bardzo, ale to bardzo ważnym punktem wyjścia, aby rozpocząć przygodę z Biblią jest zrobienie kroku w tył. Tak, kroku w tył – czyli nie szukasz siebie i nie zagadujesz Boga swoimi problemami, tylko pozwalasz Jemu opowiadać i tłumaczyć Ci to i owo. Dla jednych może wydać się to dziecinne proste, a dla innych strasznie trudne. No cóż, ja miałem sam z tym ogromny problem bo do osób najpokorniejszych nie należę, a to jest pierwsza lekcja pokory jaką Bóg chce Ci dać. Zrobić krok w tył, abym to nie ja zagadywał Jego, i nie mój egoizm, mój egocentrym, moje ego, ale żeby to On opowiadał mi o prawdziwym Życiu. Jak przychodzisz do przyjaciela w odwiedziny to dajesz mu mówić czy zagadujesz go na śmierć? I teraz ktoś powie, że no tak, ale z przyjacielem to jest dialog. A przepraszam – od czego zaczyna się prawdziwa przyjaźń? Bo wg mnie od poznania drugiej osoby. A jak poznać drugą osobę jak nie poprzez przebywanie z nią i słuchanie jej? 🙂

No dobrze – co dalej?

Zanim weźmiesz się za czytanie Pisma Świętego, to pomyśl jak byś umówił(a) się z przyjacielem/przyjaciółką. Ja lubię klimatycznie z moimi przyjaciółmi spotykać się w 4 oczy, tak aby nikt nam nie przeszkadzał i żeby była taka intymność. Wiecie o co chodzi. To ten czas kiedy otwieramy się w pełni na drugą osobę. Ja lubię gdy jest wieczór, zamknięte drzwi pokoju, zapalona świeczka i jedna nie za mocna lampka. Siadamy na pufach, pijemy gorącą zieloną herbatę i… słuchamy się nawzajem. I jeżeli chcesz naprawdę zaprosić Boga, to spraw aby On poczuł się jak wyczekiwany przyjaciel, a nie jak sprawa odkładana na 5 minut przed snem. Umów się z Nim na spotkanie. Niech to będzie Wasz wspólny czas. Możecie zacząć od czegoś mega intymnego – jakiegoś gestu. Np. ja modlę się do Ducha Świętego, aby pomógł mi się otworzyć na to co Bóg chce do mnie powiedzieć. Następnie następuje chwila ciszy, zamykam oczy, całuję Biblię i otwieram etui. Taka mała ceremonia. Ale to jest to. To jest ten moment, kiedy dreszcz mnie przechodzi i wiem, że rozpoczął się czas z Przyjacielem. Że nie odbieram telefonów, komputer jest wyłączony. Nie ma mnie dla nikogo. Jest tylko On i ja. Ja robię krok w tył i zamieniam się w słuch.

Ale jak czytać?

biblia-objasnieniaPosłużę się zdjęciem z mojej Biblii i postaram się krótko omówić część teoretyczną. Jak klikniecie sobie na to zdjęcie to powinno się powiększyć.
To jest akurat Pismo Święte wydawnictwa Świętego Pawła, ale w popularnej „Tysiąclatce” (Biblii Tysiąclecia) powinno być bardzo podobnie. Ogólnie na początku każdej Biblii powinien być krótki wstęp co i jak.
No dobrze, na samej górze jest podana księga zakres rozdziałów i wersetów.
Rozdział jest zaznaczony dużą liczbą (tutaj np. to „10” w granatowym kółeczku). Rozdział składa się z wersetów. Werset to zdanie (lub zdania). Zaczyna się od małej liczby u góry tekstu i kończy na początku nowego wersetu lub końcu rozdziału. Każda księga na swój skrót. Tutaj np. Ewangelia Mateusza ma skrót „Mt” (co też jest zaznaczone po prawo w granatowym kółeczku).
Żeby nie mówić np. „Ewangelia Mateusza, rozdział 10, wersy od 6 do 7 włącznie” to używa się skrótów – sigli. Odpowiednikiem tego zdania byłby więc zapis „Mt 10, 6-7”. Jeżeli chcemy podać tylko jeden werset to piszemy bez myślnika np. „Mt 10, 6”.
Rozdziały mogą być podzielone na perykopy. Perykopa to taki fragment np. jak ten zaznaczony na pomarańczowo.
Niektóre słowa mają małą literkę „S” na górze. To oznacza, że to słowo występuje w słowniku. Słownik jest na końcu Pisma Świętego.
A nad innymi słowami mogą być literki „a”, „b”, „c” itd. To oznacza, że na boku jest krótkie wyjaśnienie tego terminu lub odwołanie. (zaznaczone na kolor turkusowy)
Na dole strony (różowy kolor) mamy komentarze. Polecam je szczególnie początkującym rozkminiaczom. Często pomagają zrozumieć drugie dno lub kontekst danej perykopy.

A od czego zacząć?

Jeżeli nie czytałeś/aś nigdy Biblii to polecam od Nowego Testamentu. Ateiści teraz by powiedzieli, że „no tak, nie chcesz aby zobaczyli jaki ten Wasz Bóg jest krwawy w Starym Testamencie!”. Założę się, że znasz chociażby jedną osobę, którą jakbyś nie znał(a) to byś stwierdził(a), że to świr. Dlatego Bóg chce Ci o sobie opowiedzieć. Żebyś nabrał(a) do Niego zaufania i zrozumiał(a) Jego Drogę.
Więc ja zawsze radzę zacząć od Ewangelii wg Św. Marka (mojego imiennika). Jest krótka i kierowana do pogan. W związku z tym jest tam dużo obrazów i metafor.

A o samym rozkminianiu jest w części 2, do której przeczytania zachęcam.