Dz 28, 17-31

W przekładzie paulistów jest to ostatnia perykopa Dziejów Apostolskich. I można by powiedzieć, że pozostawia po sobie pewien niesmak czy niedosyt.

Dowiadujemy się, że ta cała podróż Pawła, to że prawie umarł w podróży morskiej, że musiał uciekać przed żydami, że musiał domagać się swoich praw jako obywatel rzymski itd… było na marne. Bo nikt na Pawła nie doniósł jak się dowiadujemy – cesarz go nie oczekiwał, a żydom w Rzymie nikt nie powiedział, że Ci z Jerozolimy chcą go zabić. Nic. Cisza. Nie mamy też opisu jak Paweł na to zareagował. A jakbyś Ty się czuł(a)? Ja szczerze mówiąc nie wiem. Z jednej strony wkurzenie, że po co to wszystko, że życie ryzykowałem…. a z drugiej strony ulga bo przecież nie wiadomo jak by się skończyła wizyta u cesarza. Myślę, że Paweł też czuł zmieszanie, ale dla niego była jeszcze jedna część tego wszystkiego: poczucie, że Bóg go prowadzi. Że każdy dzień tej podróży, każda godzina czy minuta jego życia w tym momencie ma sens – bo mogła zostać spożytkowana by czynić dobro. Żeby głosić Jezusa. I to jest mega. Bo jak pamiętamy Paweł nie marnował tego czasu. Ba! Gdy dowiaduje się, że nikt go nie oczekiwał w Rzymie, a wg prawa podlegał aresztowi (domowemu) przez 2 lata (bo przez te 2 lata mógł przyjść posłaniec) to „Przyjmował wszystkich, którzy przychodzili do niego”. Nie wiem jak Tobie, ale gdy coś nie idzie po moich myślach to momentalnie siły mnie opuszczają, motywacja leci łeb na szyję i w głowie pojawia się „bez sensu”. Chyba zacznę się modlić, aby być jak św. Paweł…

Księga kończy się tak jak napisałem wcześniej w dość enigmatyczny sposób. Można by wręcz pokusić się o stwierdzenie, że historia się urywa. Tak nagle, że czytelnik zadaje sobie pytanie „no dobrze… ale co było dalej?”. Łukasz zrobił tak nie bez przyczyny. Po pierwsze zgodzę się tutaj z komentarzem z Biblii Paulistów, że Łukasz chciał pokazać, że Paweł był tylko (albo aż) narzędziem i to nie on jest tutaj głównym bohaterem. Bo tak jak pisałem w części 1 poradnika – przez Biblię Bóg chce powiedzieć o Sobie. Chce powiedzieć „Zobacz stary, on mi zaufał, i Ci ludzie też mi zaufali – a ja ich ocaliłem. A tutaj o – Paweł nałożył na niego ręce a ja go uleczyłem…”. Zrobić krok w tył to też przecież oznacza, że będziesz widzieć więcej – że za pierwszym planem jest jeszcze On. 🙂
A po drugie Łukasz skończył naprawdę mocnym zdaniem „Odważnie i swobodnie nauczał o królestwie Bożym i Panu Jezusie Chrystusie”. Po przeczytaniu całych Dziejów Apostolskich mogę powiedzieć, że jest to esencja całej tej księgi. Bo całe dzieje właśnie dążą do tego, aby zachęcić Ciebie i mnie, byśmy odważnie i swobodnie nauczali! I nie chodzi o to, że teraz mamy wyjść i wszystkich zacząć na siłę wciskać naukę o Jezusie. Popatrz – Paweł siedział i do niego przychodził ten co chciał posłuchać. Jedni uwierzyli, drudzy nie – tak bywa. Ale robić to po pierwsze z Duchem Świętym. Bo odwaga i swoboda to jedne z Jego darów. A a Nim to wszystko się uda 🙂

Nie pozostaje nic innego jak przesiąść się na Listy i zobaczyć jak to wszystko wyglądało od strony Piotra i Pawła, a nie ewangelisty. 😉

Dz 27, 39-44

Żyłeś/aś kiedyś bez Boga? A może żyjesz nadal? Bo uwierz albo i nie, ale dla mnie ta perykopa jest o tym co się dzieje w naszym życiu, gdy staramy się je zmienić.

Dlaczego tak sądzę? Bo na początku perykopy jest „kiedy nastał dzień”. Skoro nastał dzień, to przedtem musiała być noc, a w międzyczasie świt. O świcie pisałem w poprzedniej rozkminie o tutaj. Nastanie dnia oznacza jasność, koniec ciemności, koniec życia w ciemności, czyli koniec z życiem w grzechu. I tak jak żeglarze nie rozpoznali lądu, tak przecież osoba nie znająca Boga, nie rozpozna go od razu. Powiem więcej: możesz być osobą „wierzącą”, a tak naprawdę nie znać Boga. Myślę, że wielu z nas tak ma (dlatego czytamy Pismo Święte 😉 ). Zatem czym jest zatoka i plaża? To część lądu – jakiś mały skrawek. Porównując do Boga – też możemy rozpoznać tylko jego małą część: uśmiech drugiej osoby, promienie słońca ogrzewające nam twarz, księdza w konfesjonale. Św. Łukasz pisze, że „postanowili skierować statek, jeżeli to będzie możliwie”. Czasami nasze życie duchowe uzależniamy od wielu rzeczy. Niezależnie od tego jak daleko tego lądu jesteśmy. Mamy pewne priorytety, lub problemy, które (tak uważamy) przeszkadzają nam w drodze do Boga. Zaczynając od strachu przed krytyką znajomych, po przez błędne wyobrażenia, skończywszy na zrażeniach z przeszłości. Czasami nie potrafimy zostawić kotwic w morzu, które nas trzymają. Żeglarze to zrobili. Kotwice czyli nasze przywiązania, nawyki, towarzystwo, praca… dużo tego wymieniać. Sam pewnie wiesz co jest Twoją kotwicą. Ja też mam swoją kotwicę, a nawet kilka. Rzeczy, których nie chcę zostawić. Chcę zjeść ciastko i mieć ciastko. Najchętniej wziąłbym tą kotwicę na plecy i zaniósł na ląd pokazać Bogu „Ty patrz jaką fajną kotwicę mam!”. Tylko kotwica z definicji niestety zatrzymuje czy hamuje nas w naszej podróży. A morze? Dla mnie od zawsze morze to symbol życia. Zostawić kotwicę w morzu nie oznacza, że np. w jednej sekundzie się oduczymy palić, ale że palenie nie będzie czymś co będzie Twoim hamulcem w przyjściu do Boga. Że nie będzie przyćmiewać relacji Ty-Bóg. Myślisz, że dla żeglarzy to było łatwe? Oni przecież już dawno postawili wszystko na jedną kartę. Albo teraz albo nigdy. Bo co mógł zrobić statek bez kotwicy? Albo ciągle płynąć, albo się rozbić. Nie jestem ekspertem co do żeglarstwa, ale z tego co wyczytałem i potrafię sobie wyobrazić, to te wiosła sterowne o których Łukasz mówi były odpowiedzialne za utrzymanie kursu. Jeżeli się mylę to bardzo proszę mnie poprawić. Dla mnie sens tego, że oni rozluźnili wiązania tych wioseł jest taki, że my też często mamy jasno obrany kurs naszego życia. Szkoła, studia, praca, rodzina, kupić mieszkanie, samochód, wychować dzieci itd itd. I broń Cię Boże Panie Boże żebyś chciał mi zmienić te plany! No no no! A właśnie o to w tym chodzi, że jak poznajmy Boga to musimy pozwolić mu kierować naszym życiem. To oznacza słuchanie Boga, co on ma do powiedzenia i reagowanie na to, i to właśnie jest to podniesienie przedniego żagla na wiatr. Wiatrem jest właśnie Duch Święty, który delikatnie wieje i to on kieruje tym statkiem. Na początku jest ciężko. Jest dużo niepewności. Często wiąże się to ze zmianą środowiska, utratą pewnych znajomości. Łukasz nazywa to „W ten sposób starali się dobić do brzegu”. STARALI SIĘ. Oni sami nie wiedzieli co dokładnie robią. Myślę, że gdyby ktoś popatrzył na nich z boku to by stwierdzili – wariaci. Czy tak nie jest u nas? No jest. Identycznie. Staramy się tak jak umiemy dopłynąć do tego brzegu. Ba! Dobić, dopłynąć to za dużo powiedziane. Ale jak to zrobić jak kłopot za kłopotem? Chociażby ta mielizna na której ścierały się fale. Mielizna to takie miejsce, gdzie już czujemy ten ląd, że już myślimy, że będzie spoko, ale nadal… jesteśmy w morzu. I wtedy zły atakuje. Bo on przecież nie chce pozwolić, abyśmy dobili do tego brzegu. On nie chce żebyśmy zmienili coś w swoim życiu. Po co? Na co? Miliony wątpliwości i tysiące pytań bez odpowiedzi. I zaczynają się te fale, które się ścierają. To właśnie Ci bliscy, którzy się z nami kłócą, to moje nałogi, które dają znać. Sam(a) wiesz najlepiej co to. Myślimy, że to koniec. Bo dziób naszego statku zarył się głęboko w ziemie, tak że nie możemy płynąć dalej, a fale rozwalają nam rufę. Zaczynamy padać psychicznie i fizycznie. Zaczynamy miewać różne dziwne myśli, tak jak Ci żołnierze co nagle postanowili zabić więźniów bo teraz im się przypomniało, że mogą uciec. Paranoja. I co zrobić? To jest najtrudniejsze: zaufać Bogu, skoczyć i płynąć wpław. Może umiesz już pływać i pójdzie Ci łatwiej, a może pójdzie Ci gorzej i będziesz potrzebować deski z tonącego statku. Bo czasami nie uda się zrezygnować ze wszystkiego. Może np. jakaś część starych przyzwyczajeń pomoże nam w tym momencie – tak jak właśnie te deski i fragmenty starego statku. Jak pisze Łukasz „W ten sposób WSZYSCY dotarli cało do lądu”. WSZYSCY. Nawet rzymianie, którzy przecież mięli swoje na sumieniu. Bóg jest godny zaufania.

Na sam koniec motyw statku, bo tak go cicho pomijałem, a przecież został rozbity na sam koniec. Ten statek to był taki grajdołek, który sobie my układamy w naszej głowie. To nasze plany, pragnienia, cele, przyzwyczajenia, znajomości, itd. Wszystko poprzybijane deskami i związane linami. Ale wystarczą mocniejsze fale i rozpada się. Bóg chce nam dać nowy statek – taki który wybudujemy z Nim. Który nie rozpadnie się pod głupimi falami i nie osiądzie na mieliźnie. Którym wyruszymy umocnieni w nowy rejs, odkrywając całkowicie inne horyzonty życia.

Dz 27, 33-38

Znów przeskoczyłem kilka rozdziałów. Obrona Pawła i jego walka z Żydami jest niesamowita i czyta się jak dobry kryminał, ale nie znalazłem tam niczego co mógłbym rozkminić 🙂 Ale jeżeli Ty jednak uważasz, że to błąd to napisz śmiało – podejmę wyzwanie!

Świt. Z czym Ci się kojarzy? Bo mi z wieloma rzeczami czy nawet sytuacjami. Świt to długo wyczekiwany moment. To czas kiedy światło przebija się przez mroki. Kiedy dzień przerywa noc. Świt to moment, którego Jezus wyczekiwał w Ogrójcu. To chwila Jego zmartwychwstania. Jakby ogólnie nie spojrzeć, świt to symbol zwycięstwa. Bóg (za sprawą Pawła) nie przypadkiem wybrał ten czas. Jak podaje Łukasz był to czternasty dzień kiedy nie jedli. Dlaczego czternaście? Czternaście to siedem i siedem – czyli potwierdzenie dopełnienia się czasu. Jakiego czasu? Czasu wyboru. Jakiego wyboru zatem? Łukasz podaje, że na statku było wszystkich 276. Cyfra 2 oznacza m.in. potrzebę dokonania wyboru – wyboru między 7 a 6. 7 tak jak wiecie to pełnia. 6 to symbol niedoskonałości – człowieka.
Miałeś/aś kiedyś tak, że nie chciało Ci się jeść ze stresu? Bo Ci ludzie nie jedli 14 dni. Bali się o swoje życie. Paweł próbował im wcześniej pomóc, ale nie słuchali go, a teraz płacili za to. Jest to idealny obraz jak działa Bóg względem nas. Bóg może dać nam tylko rady i wskazówki. Nie może nas zmusić do niczego. A to, że później przez nasze głupie wybory stresujemy się bo nie wiemy co robić, bo nie wiemy gdzie płynąć na tym morzu zwanym życiem to już nasza sprawa. A Bóg cierpliwie czeka. Tak jak Paweł, który jako wysłannik Boga jest tu jego symbolem. W końcu jednak Bóg w odpowiednim momencie – gdy czas się dopełni (7 + 7) nie wytrzymuje i przychodzi z pomocą, bo nie może więcej patrzeć jak się spisujemy na śmierć (a gdyby nie Paweł to Ci ludzie pewnie by nie przeżyli). Bóg stawia przed nami prosty wybór: „Słuchaj, albo chcesz kierować się moją drogą – która jest kompletna, albo idź dalej swoimi ludzkimi ścieżkami” (2 7 6). Najlepsze jest to, że Ci ludzie ciągle mieli dostęp do jedzenia. To tak jak my – mamy ciągle możliwość pójść do kościoła, do spowiedzi, na Eucharystię itd. Ale nie korzystamy z tego. Dopiero gdy Paweł przełamał chleb to jak czytamy „wtedy wszyscy się ośmielili i też zaczęli jeść”. Motyw przełamania chleba przez Pawła jest oczywiście przypomnieniem sceny, gdy Jezus nakarmił lud dwukrotnie, oraz powrót do wieczernika. Swoją drogą musiało to wyglądać niesamowicie. Łódź, świt, 275 facetów i Paweł, który łamie pośród nich chleb. Potraficie sobie to wyobrazić? Bo ja sobie wyobrażam, że w momencie kiedy Paweł modlił się i łamał ten chleb to blask słońca spowijał go.
Na koniec jeszcze kwestia dlaczego wyrzucili zboże do morza jak się najedli? Myślę, że uwierzyli, że zostaną ocaleni i zawierzyli się Bogu Pawła – nic nie mieli do stracenia, a mogli tylko zyskać. A w wymiarze duchowym: gdy odnajdziesz Boga, to nie chcesz już normalnego chleba.

Dz 23, 3

Przeskoczyłem cały rozdział 22 ponieważ relacja Łukasza bardzo rzeczowa i no nie ma się do czego przyczepić 🙂 Natomiast gdy Paweł zostaje już postawiony przed najwyższym kapłanem Ananiaszem to wypowiada bardzo znaczące słowa. Dlaczego Paweł porównał Najwyższego Kapłana do ściany pobielonej oraz o co chodzi z tym prawem?

Ściana, czy mur miał i ma nadal wiele symbolicznych znaczeń. Zwykły mur kojarzył się ówczesnym ludziom z bezpieczeństwem, cywilizacją i orientacją w terenie. Z bezpieczeństwem ponieważ mur był jedną z najlepszych metod obrony przed najeźdźcami. Fakt – był też kosztowny w budowie i utrzymaniu. Z cywilizacją, ponieważ to mur oddzielał miasto od dzikości, od zwierząt i barbarzyńców. Orientacją w terenie, bo na mur często wchodziło się, aby zobaczyć gdzie się jest i czy ktoś nie nadjeżdża.
Ściana to oczywiście mur, który jest częścią jakiejś budowli. Jeżeli jest to ściana nośna to bez niej cała budowla by runęła.
Pobielanie to oczywiście nakładanie warstwy białej farby (lub czegoś farbopodobnego). Biel jest też oznaką świętości i czystości. Dlatego na chrzczone dzieci nakładamy białe szatki, dziewczynki do komunii idą w białych sukniach, tak samo jak kobiety do ślubu, czy alby służby ołtarza też są białe.

To co św. Paweł chciał powiedzieć, że Ananiasz nie jest zwykłym dwulicowcem. Bo przecież mógł powiedzieć „Ty dwulicowcu!”, ale nie zrobił tego. On chciał powiedzieć, że Ananiasz jest jest bardzo ważną osobą, ma bardzo ważną i odpowiedzialną funkcję. Powinien być dawać bezpieczeństwo, być symbolem cywilizacji, być wyznacznikiem drogi do Boga, być filarem kościoła Boga. Zamiast tego jest jego marną imitacją. Jest tylko pokryty cienką warstwą bieli, która nic nie znaczy. Bo pod tą farbą jest glina i muł. Jak widzicie, Paweł zaserwował niezłą obelgę Ananiaszowi. W dodatku przepowiada mu, że uderzy go Bóg. Po co Bóg ma uderzać ścianę? Żeby sprawdzić czy runie.

A co z tym prawem? Tu już sprawa prostsza. W rozdziale 25 Powtórzonego Prawa zostało napisane o tym co powinno się stać, gdy między dwoma ludźmi „wybuchnie kłótnia”. Paweł pokazuje po raz kolejny, że Ananiasz to ściemniacz, który ma podwójne standardy.

Polecam chwilę się zastanowić nad tym siglem. Ja po sobie ciągle widzę, że jestem ścianą pobielaną i co chwilę tynk mi odpada. Tymczasem powinienem być tym, który buduje Kościół, a nie go osłabia. Czy to oznacza teraz, że mam się poddać? Wręcz przeciwnie! Trzeba zakasać rękawy i mocno wziąć się do roboty za siebie – aby nie zaskoczył nas moment, gdy uderzy nas Bóg 🙂

Dz 21, 10b-14

Tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak 10a i 10b w rozdziale 21, ale musiałem to jakoś sztucznie podzielić, ponieważ w poprzednim wpisie potrzebowałem pierwszego fragmentu zdania „Już dłuższy czas tam mieszkaliśmy”, a ten wpis chciałbym rozpocząć od drugiej części – „gdy przybył z Judei pewien prorok Agabos”.

O samym Agabosie wiemy mało, żeby nie powiedzieć bardzo mało. Z rozdziału 11. wiemy, że prawdopodobnie pochodził z Jerozolimy oraz, że już wcześniej prorokował, a jego przepowiednia się sprawdziła. Bible Study Tools opisuje, że jego imię znaczy „szarańcza” lub też „radość/uczta ojca”. Tyle z teorii. W praktyce, pierwsze co robi Agabos po przyjściu do Pawła to bierze jego pas i wiąże sobie nogi i ręce. No nie wiem jak Was, ale mnie to kładzie na łopatki. A dalej jest jeszcze ciekawiej, bo ten koleś zaczyna jeszcze tłumaczyć im co mówi Duch Święty. Kurcze to jest taki fragment, że mózg rozwala mi. Serio. No weź to rozkmiń: przychodzi do Ciebie jakiś koleś, rozpina Ci pas, siada (tak wnioskuję, bo wątpię, żeby to zrobił na stojąco), zawiązuje sobie Twoim pasem ręce i nogi, po czym zaczyna głosić co mówi Duch Święty. Nie wiem jak Tobie, ale mnie by zatkało. Pawła natomiast nie zatyka, bo on już dawno wiedział co go czeka. Dobra, po kolei. To co na początku zrobił Agabos to proroctwo w czynie, gest proroczy, łac. gestum profeticum. Trzeba sobie odpowiedzieć na dwa pytania: dlaczego wziął pas Pawła (przecież mógł wziąć swój) i co znaczył ten gest? Pas pojawia się w Biblii wiele razy. Był on bowiem bardzo ważnym elementem ubioru – spinał i trzymał, aby szaty nie latały luźno. W dodatku był wyznacznikiem prestiżu – im więcej zdobień i świecidełek tym wyższa klasa społeczna (to tak jako ciekawostka). Ponieważ pas właśnie trzymał wszystko to był symbolem czystości i godności. No bo jak wziąłeś komuś pas, to wszystko mu powiewało, rozpięta klata, włosy na wierzchu, te sprawy 😉 Wiedząc to, drugie pytanie wydaje się o wiele prostsze. Gest Agabosa oznaczał, że w Jerozolimie Pawłowi odbiorą całą jego godność. Obedrą go z szat.
Dalej: dlaczego prorok związał sobie ręce i nogi? Nie wiem jak Wam, ale pierwszy obraz, który wręcz odruchowo mi się nasuwa to związany baranek, który symbolizował Izajasza prowadzonego przez Abrahama. Akeda – zwiąż mnie Panie, abym nie stawiał oporu. I najlepsze jest to, że Paweł o tym wie. Wie, że jest niczym Izajasz, prowadzony delikatnie przez Ducha Świętego. I nie opiera się. Całkowicie ufa Bogu Ojcu i bynajmniej dlatego, że zna historię Abrahama.
To było proroctwo – pierwszy charyzmat. Drugi charyzmat to dar tłumaczenia. Bo Agabos mówi „To mówi Duch Święty”. Może to będzie herezja, ale ja tego nie odbieram jako jeszcze jedno proroctwo, lecz tym razem to charyzmat tłumaczenia tego co Duch Święty chce przekazać.

Na koniec pamiętacie jak Jezus spotkał płaczące niewiasty i jak je pocieszał? Zobaczcie jak Paweł pociesza swoich uczniów 🙂 Paweł naśladuje swojego mistrza. Jak baranek prowadzony na rzeź idzie pokornie. Bo kto wiele otrzymał, od tego wiele wymagać będą. A jak napisze później Paweł w liście: Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk.

Boże, daj mi łaskę takiej wiary i pokory.

P.S.
Całkowicie zapomniałem o tym imieniu Agabosa. Czy jego imię było przypadkowe? Oczywiście moja odpowiedź brzmiała: nie. Z jednej strony szarańcza pasowała do niego – już drugi raz przyniósł złą wiadomość, proroctwo mówiące o nadchodzących trudnościach. Szarańcza była i chyba nadal jest znakiem biedy i nadchodzących trudności. A drugie znaczenie: bo wraz z trudnościami przychodzi łaska i błogosławieństwo Boga. Tak jak po burzy przychodzi słońce, tak po głodzie przychodzi uczta.

Dz 21, 7-10a

Pamiętacie Filipa z 8mego rozdziału Dziejów? Tego co spotkał się z szlachcicem z Etiopii? Jeżeli nie, to tutaj możecie o tym poczytać. Jeżeli tak, to tego właśnie Filipa spotykamy tutaj. A właściwie to Paweł z towarzyszami zawitają u niego. A o co chodziło z tym, że był „jednym z Siedmiu” (Siedmiu z wielkiej litery)? Żeby tego się dowiedzieć (albo przypomnieć) to trzeba się cofnąć do rozdziału 6stego. Tam to wybrano Siedmiu. Trudno dokładnie porównać kim oni byli – jedni bibliści mówią, że byli pierwszymi diakonami, a inni że nawet prezbiterami, ponieważ mowa jest, że zajmowali się pokarmem, a skoro pokarmem to pewnie też odprawiali modlitwę nad chlebem i go łamali. W każdym razie dla mnie super jest ten motyw jak Duch Święty prowadził Filipa i w końcu sprawił, że… no właśnie 🙂 Okazuje się, że Filip ma 4 córki – dziewice. Dlaczego wspomniane, że dziewice? Dla żydów Panna i Dziewica to był synonim i oznaczało, że jest to młoda kobieta (miała więcej niż 12,5 lat) gotowa to małżeństwa. Wiedząc to i to, że podróż Pawła trwała 3 lata to możemy przypuszczać, że gdy Filip spotkał Etiopczyka to już miał żonę i córki. Wniosek jest prosty – można mieć dziewczynę i służyć Bogu! A nie jak wielu ministrantów, których znałem: jak poznali kobietę to porzucili albę i prezbiterium. Nie. Filip pokazuje, że Duch Święty nie gryzie. Mimo, że go „porywał” to on przecież wrócił do domu i swoich córek. Więc tym bardziej jak taki ministrant puści sukienkę kobiety na jedną godzinę to tym bardziej Duch pozwoli wrócić. 🙂

To, że córki Filipa miały dar prorokowania dowodzi, że wspólnota w której wzrastały rosła w siłę i łaskę. Wspomnieć trzeba, że Panny niezamężne były w kulturze żydowskiej najniżej w hierarchii, dlatego Bóg zawsze patrzył na nie łaskawie i otaczał je szczególnymi darami.

No i ostatnia rzecz bo proroka Agabosa chciałbym poruszyć osobno. Mianowicie Łukasz pisze, że „już dłuższy czas tam mieszkaliśmy”. Nie wydaje się Wam to dziwne? Pawłowi przecież spieszyło się do Jerozolimy, więc czemu dłuższy czas już tam mieszkali? Moja teoria jest taka, że „winić” należy owe córki Filipa 😀 Dlaczego? A ilu ludzi podróżowało z Pawłem? Jak cofniemy się rozdział wstecz to dowiemy się, że 7miu + Paweł + narrator (Łukasz, który się ukrywa pod podmiotem „my”). 4 córki gotowe do za mąż pójścia i w dodatku obdarowane specjalnymi charyzmatami, a tu nagle przychodzi 9ciu Bożych facetów. Moja teoria jest taka, że po prostu towarzysze Pawła uprosili go, aby zostali dłużej. Bóg jest przecież Bogiem miłości i na pewno by się ucieszył, gdyby te kobiety znalazły jakiś prawdziwych Bożych wojowników z krwi i kości.

 

Dz 21, 1-6

Co mi się pierwsze rzuciło w oczy to fakt, że jak uczniowie dopływali gdzieś, to pierwsze co robili to odszukiwali innych uczniów. Dlaczego i jak? Na pierwsze pytanie nie trudno sobie odpowiedzieć: po pierwsze ze względów bezpieczeństwa, a po drugie ponieważ Paweł nigdy nie tracił okazji, żeby nauczać i dzielić się wiarą, o czym z resztą wspomina w przemowie Dz 20, 17-38. Pytanie drugie jest już trudniejsze. Intuicja podpowiada mi, że były trzy możliwości: umówione miejsce/znak; działanie Ducha Świętego; podpowiedź od innych braci, którzy już tu byli. w Tym przypadki obstawiałbym wersję trzecią. W Tyrze została założona pierwsza wspólnota kościelna chrześcijan zaraz po śmierci Szczepana. Dlatego wg mnie jeżeli Paweł wiedział, że zawita do Tyru to mógł wcześniej spytać braci, którzy już tu byli jak iść.
Paweł z towarzyszami zostają tam 7 dni, czyli tydzień. Nie jest napisane wprost „tydzień” oczywiście bo nie było wtedy kalendarza gregoriańskiego i nie było pojęcia tygodnia. Ważniejsze jest, że 7 oznacza w Biblii pełnię, czyli ten okres czasu, który spędzili u braci był dobry, był pełny, był przepełniony braterską miłością i modlitwą. Można powiedzieć, że tak właśnie narodziły się rekolekcje! 🙂 Dowodem na to jest to, że bracia pod wpływem Ducha Świętego odradzali Pawłowi dalszą podróż do Jerozolimy. No i tu powinna zapalić się lampka – jak to pod wpływem Ducha Świętego mu odradzali, jak w 20 rozdziale św. Paweł mówi, że Duch Święty mówi, że ma iść do Jerozolimy. To co? Duch Święty się rozmyślił? A no nie do końca. Trzeba mieć w głowie, że Łaska bazuje na naturze. Duch Święty daje charyzmaty i przeróżne dary, ale zawsze bazuje na naturze tej osoby. Wg mnie słowa, że odradzali mu oznaczało, że w trakcie modlitwy otrzymali obraz i/lub Słowo co czeka Pawła w Jerozolimie. I przerazili się, co jest rzeczą normalną. Dlatego zaczęli go namawiać do zmiany planów. W dodatku tak jak wspomniałem wcześniej on przecież wiedział co go czeka. Rozumiał więc ich przejęcie, ale myślę, że tylko to umacniało go w przekonaniu, że droga na którą wstąpił jest słuszna.
Później „wszyscy razem” odprowadzili ich aż za miasto. Napisane jest, że „wraz żonami i dziećmi”. Co jest bardzo ważne, po pokazuje już znaczną różnicę która się wytworzyła między chrześcijaństwem, a judaizmem – kobiety i dzieci przestały być pomijane, ale powoli zaczęły być na równi z mężczyznami!
Dlaczego zaczęli modlić się nad brzegiem morza? Morze to symbol życia. Jezus mówił „wypłyń na głębię”. Morze to symbol wyzwolenia Izraela z rąk Egipcjan, a tym samym symbol klęski faraona. O morzu naprawdę można by poświęcić osobny wpis 😉 Myślę, że modlili się właśnie za Pawła, aby Pan wyzwolił go z rąk prześladowców.

Dz 20, 7-12

Siedzę i nie wiem jak rozpocząć ten wpis. Lubię takie perykopy jak ta. To jeden z tych fragmentów, do których można wracać by zadziwić się czymś nowym ponownie. Trochę się cofam w dziejach, bo jestem na obecnie na 26 rozdziale, a rozdział 20ty czytałem jakieś 1,5 miesiąca temu (ostatnio trochę mało czytam Biblii 🙁 – ponawiam prośbę o modlitwę! ).

Pierwsza rzecz, która od razu powinna nam rzucić się w oczy to „wiele lamp”. Będę to powtarzał do znudzenia: w Biblii nic nie jest przypadkiem. Pierwsze pytanie, które trzeba sobie zadać to co się dzieje, gdy pali się lampa? Staje się jasno, ale pojawiają się też cienie. Są one oczywiście metaforą działania złego – jego kuszenia i podszeptów. W trakcie modlitwy czy gdy jesteśmy we wspólnocie zły też działa. Próbuje często nas skłócić, aby złamać jedność. To, że paliło się wiele lamp oznacza, że wspólnota chciała zminimalizować liczbę cieni. Dowodem jakby na to jest fakt, że gdy połączymy ogień z źródeł to widzimy jakby palił się jednym ogniem – panuje pokój i jedność. Drugim skojarzeniem, które mi przychodzi prawie wręcz instynktownie jest zesłanie Ducha Świętego, gdzie zstąpił w postaci języków ognia. Tak i tu wiele palących się lamp mogło oznaczać, że Duch Święty był tam z nimi, a wraz z Nim Jego charyzmaty i dary – chociażby dar mądrości (aby zrozumieć, bo Paweł chce im przekazać) i wspomnianej jedności. Słownik symboliki biblijnej podaje jeszcze kilka znaczeń palącej się lampy. Ja podam tylko te, które uważam za stosowne do sytuacji: Błogosławieństwo / Boża obecność (co w sumie pokrywa się z tym co napisałem wyżej – obecność DŚ), Świadectwo (jak Jezus powiedział do uczniów, że mają być światłością świata), Poszukiwanie (jak szukamy czegoś to bierzemy lampę; ludzie, którzy byli na piętrze przecież też poszukiwali Boga), Życie i Życie domowe.

Zawsze myślałem, że Paweł do był taki gość, że ło! Gorliwy, zapalony, szalony, nagle o 180 stopni zmienia swoje życie dla Jezusa, głosi odważnie Słowo wśród żydów, jeździ po Azji ciągle uciekając przed żydami, ludzie zdrowieją przez samo padnięcie na nich jego cienia… no masakra. Myślałem, że mnie nic nie zdziwi. A tu proszę. Okazuje się, że Paweł zanudził kogoś na śmierć – i to dosłownie! Nawet nie wiem czy to nie przez św. Pawła wymyślono to powiedzenie. 😉 W każdym razie nie mamy tutaj napisanego wprost „chłopak znudzony zasnął” tylko „zmęczony”. Ale wiadomo, że chodzi o to, że zmęczyła go oczywiście nauka Pawła. Może faktycznie Paweł nie umiał mówić, albo po prostu mówił strasznie trudnym językiem. Nie raz przecież spotykamy się z takimi motywami, że idziemy do kościoła w niedzielę i na kazaniu księdza A słuchamy z otwartymi ustami, a na kazaniu księdza B prawie zasypiamy. Może druga osoba ma odwrotnie. Jedni lubią naukowy język, a drudzy wolą jakiś prosty. Skoro jednak Paweł nauczał, to podejrzewam, że nie o rzeczach prostych. Jak jednak napisałem wyżej, to, że paliło się wiele lamp oznaczało m.in. obecność DŚ, a z nim dar mądrości by pojąć trudną naukę Pawła. Jak byłem mały to mama brała mnie na spotkania Odnowy w Duchu Świętym i z doświadczenia mogę powiedzieć, że ja też się strasznie nudziłem 🙂 Więc rozumiem tego chłopaka. Duch Święty przecież wieje tam gdzie chce, ale musisz mieć otwarte serce na Niego. Nie wejdzie przecież nieproszony. Chłopak miał na imię Eutych co oznacza „szczęśliwy”, ale nie w sensie „radosny” tylko, że miał szczęście. Jego szczęściem tutaj było to, że spadł z okna, gdy św. Paweł był w pobliżu. On go oczywiście wskrzesza.

Kończąc chciałbym też na moment się zatrzymać właśnie na tym momencie cudu. Pamiętacie jaki był św. Paweł przed poznaniem Jezusa? Ja bym powiedział krótko: oschły. Popatrzcie jaka przemiana w nim nastąpiła: Paweł bierze chłopca w ramiona. Wg mnie to jest piękny przykład jak uczeń przejął po mistrzu delikatność i subtelność. W tym momencie to Jezus wziął Eutycha w ramiona. Bo rolą każdego ucznia jest nie tylko się upodabniać, ale doganiać i przeganiać mistrza.

Dz 19, 13-18

Kontynuując rozważania z poprzedniego wpisu, czyli o tych przysłowiowych plecach. Paweł czynił takie cuda, że nawet wędrowni uzdrowiciele stwierdzili, że oni też tak spróbują. No i tak dochodzimy do siedmiu synów najwyższego kapłana Skewasa. Przemierzyłem znane mi źródła i nie znalazłem nic interesującego o tym kapłanie. W takim razie skupmy się na tych synach. Jak wiemy siedem oznacza doskonałość. Doskonali synowie najwyższego kapłana. Myślę, że chodzi tu o to, że przestrzegali prawa i przykazań mojżeszowych, że nie chorowali i cieszyli się dobrą reputacją wśród ludzi. No i sam fakt, że byli synami najwyższego kapłana! Mieli wszystko czego im trzeba, do tego stopnia, że myśleli, że są doskonali. Że skoro jakiś Paweł może wypędzać złe duchy, to oni tym bardziej. „Zaklinam was w imię Jezusa, którego głosi Paweł”. Wyczuwacie absurd tego zawołania? Oni pewnie nic nie wiedzą o Jezusie. Wątpię, żeby wiedzieli kim jest dokładnie Paweł. Jak czytamy zły duch im odpowiedział „Znam Jezusa i wiem, kim jest Paweł! A wy coście za jedni?” po czym stłukł ich niemiłosiernie. Co jest fajne, że ten fragment można interpretować pod wieloma kątami. Po pierwsze często mam tak, że czuję się doskonały w czymś, zwłaszcza w czymś na czym kompletnie się nie znam. W sumie to jest chyba taka domena ludzi, że lubimy uważać się za ekspertów. Jednak dopiero jak dostaniemy wycisk to zdajemy sobie sprawę jak mało wiemy. Ma to swoją nazwę nawet (a goście, którzy to opracowali dostali Nobla). Jak widać Biblia oczywiście pierwsza to opisała 😀 Drugim aspektem są te plecy od których w sumie zacząłem. Czujemy się pewnie, gdy znamy kogoś, kto zna kogoś. Może to być dla kogoś dziwne, ale Bóg jasno pokazuje – że to nie jest dobre, ba – wręcz zgubne! Nie możemy powoływać się na kogoś, kogo tak naprawdę nie znamy. Oszukujemy w ten sposób nie tylko ludzi, ale też samych siebie. Karmiąc nasze ego, które musi być niezachwiane i syte – doskonałe. Trzecim bardzo ciekawym motywem jest mowa złego ducha. Gradacja w jego wypowiedzi jasno sugeruje co tu się dzieje. Duch zna Jezusa. Zna, czyli spotkał go już. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że rozmawiał z nim nawet (a może to Jezus mówił do niego). Natomiast tylko „wie kim jest” Paweł. Tylko, albo aż. Zwrócić uwagę trzeba też na złość w tym zdaniu wyrażoną wykrzyknikiem. Tak jakby zły mówił „Wiem kim on k%@# jest! Ten @*#$% taki owaki!” itd itd. Nie dość, że przychodzi jakiś 7. typów co w ogóle nie mają w sobie mocy, to jeszcze przypominają mu o Pawle i Jezusie.

Perykopa kończy się pięknym nawróceniem wielu magów i domorosłych uzdrowicieli, którzy zrozumieli, że nie ma innej mocy po za Bogiem. Po co ewangelista pisze o wartości tych ksiąg? No cóż, a czy Ty byś nie powiedział kumplowi „ej słuchaj, przyszli lekarze i zaczęli palić swoje książki!”. Przypominam, że jedna drachma była równoważna rzymskiemu denarowi, czyli dniówce. Teraz pomyśl sobie ile jest warta Twoja dniówka i pomnóż razy 50 tys.  Ja tam się nie dziwię, że ewangelista o tym wspomina… trochę żal 😉

Po tej perykopie nasuwa mi się taka myśl: Bóg chce nam tak wiele dać, ale jeżeli go nie poznamy osobiście, to będziemy tylko imitacjami uczniów. Będziemy właśnie tymi siedmioma synami. Takimi niby doskonałymi. A Jezus nas wręcz wyzywa do odwagi w poznawaniu Go. Żeby każdy zły duch mówił o nas ze złością: tak, słyszałem o nim!

Dz 19, 11-12

Suchar na początek: Co mają wspólnego skarpetki św. Pawła i przysłowiowe plecy? Teoretycznie nic, bo św. Paweł nie nosił skarpetek. Zastanawialiście się kiedyś o co chodzi w ogóle z relikwiami? Dlaczego one tak, a nie inaczej niby działają? Skąd się to w ogóle wzięło? No to macie odpowiedź. Właśnie z stąd. Moc, którą obdarzał Bóg Pawła, tak z niego wychodziła, że „nawet jego chusty i przepaski kładziono na chorych, a oni odzyskiwali zdrowie i opuszczały ich złe duchy.”. Dobra, to teraz u co bardziej rozgarniętej osoby pojawi się pytanie: no dobra, to dlaczego Jezus tak nie miał? A nie miał? No miał przecież: kobieta, która dotknęła się płaszcza Jezusa, i św. Weronika, która otrzymała pierwszy w historii ludzkości tak dokładny autoportret. Możemy jednak odnieść wrażenie, że jednak św. Paweł ma większą moc od Jezusa. Bo tak jest! Jezus sam to zapowiedział przecież. Św. Piotr też strzelał mocą na prawo i lewo. Ile przez całą Ewangelię Jezus wskrzeszeń zrobił? Ja naliczyłem 3. A jak poczytamy Dzieje, to okazuje się, że uczniowie biją na głowę Jezusa. Wracając do relikwii: trzeba zadać sobie też pytanie, jak to się stało, że Ci ludzie zaczęli kłaść te przepaski i chusty Pawła na potrzebujących? On im tak kazał? Możliwe, ale bardziej do mnie przemawia druga możliwość: że wierzyli, że to pomoże. I pomagało. Bo to jest główne zadanie relikwii: żeby wzbudzać wiarę wśród ludzi. Żeby zapalać iskrę tam, gdzie zgasła wszelka nadzieja. Żeby móc powiedzieć „wyobraź sobie, że ta przepaska wpijała pot Św. Pawła, gdy spotkał Jezusa, gdy był ślepy, gdy uciekał przed Żydami w koszyku, gdy tułał się od miasta to miasta, gdy leczył ludzi takich jak ty”. Pamiętam, że jak zacząłem chodzić z moją dziewczyną (aktualnie żoną) to poprosiłem kiedyś o jej koszulkę, bo mieliśmy się nie widzieć przez wakacje. I zapach tej koszulki codziennie przypominał mi o niej. To były dla mnie relikwie. W ten sam sposób działają relikwie świętych. Są to osobiste rzeczy ludzi, którzy kochali Boga. Uwierz, a może właśnie ta rzecz, przypomni Ci, że Bóg kochał, kocha i będzie kochał właśnie Ciebie.

A o plecach – w kolejnym wpisie 🙂