Mt 5, 33-37

Ogólnie z tą przysięgą to możemy mieć problem… bo chyba jest to jakiś błąd tłumaczenia wg mnie. Tak jak z tym, że Jezus pyta czy kochasz, a chodzi o trzy rożne Miłości, tak tu nie chodzi ciągle o przysięgę. Przysięga kojarzy mi się z czymś poważnym. Od dzisiaj w ogóle będę posiłkował się „Holy Bible” czyli Biblia „King James Version”. Nie jest to co prawda septuaginta, ale inny język – inne tłumaczenie – inne spojrzenie. Chodzi mi po prostu, żeby mieć porównanie – a może akurat DŚ mnie natchnie i pomoże mi wykminić coś fajnego. A więc w tej wersji nie ma nic o „przysięganiu fałszywie”… tylko użyto słowa „forswear” czyli „odprzysiąc”. A dalej nie ma nic o przysiędze złożonej Bogu, tylko o „oaths” czyli coś miedzy przysięgą, a ślubem. W angielskim jest: promise, swear, oath i vow. Promise to obietnica (najsłabszy stopień przyrzeczenia), a vow to ślub (najmocniejszy). I tu pojawia się pierwsza zagwozdka… wychodzi bowiem na to, że Jezus mówi coś w stylu „powiedziano wam: nie odprzysięgajcie, ale wypełniajcie śluby Boga”… ja wiem, że to nie są słowa Jezusa, ale i tak dość zastanawiające. Jedyne co mi przychodzi do głowy to motyw, że złotym cielcem. Gdy między Bogiem a Izraelem było przymierze (myślę, że można by to nazwać „oath”), a żydzi myśleli, że mogą to od tak uznać za zwykłą przysięgę i cofnąć swoje słowo. Czuję jakby Jezus przez to słowo chciał spytać każdego z nas „Co Ty wiesz? Nie wiesz nic, bo to ja panuje nad tym światem. I to ja decyduję czy Twój włos jest czarny czy biały”. Hmm wydaje mi się, że włosy i ich kolor są symbolem mądrości. Nie mam na to dowodu, ale no rozkmiń. Wszyscy żydzi szanowali starszych bo wiedzieli, że z wiekiem przychodzi mądrość. Nie wiem ile tysięcy lub milionów mamy włosów na głowie, ale na pewno dużo. Jeden włos na głowie to prawie tyle co nic. Symbolika może być taka: swoją siłą, nie potrafisz zdobyć ułamka mądrości. I druga symbolika: nie przysięgaj, bo Ty nawet nie wiesz czy jeden włos jest czarny czy biały, więc jakie jest Twoje poznanie dobra i zła? A jak tak kiepsko z Twoim poznaniem to jak wytrwasz gdy przyjdzie pokusa? Dlatego nie składaj ślubów, że więcej grzechu nie popełnisz. Powiedź, że będziesz się starał, że bardzo pragniesz swojej zmiany, a ja Ci pomogę. I uczynię Twoje pragnienie czymś silniejszym niż przysięga.

Mt 5, 27-32

W wersecie 28. znajduje się podpowiedz jak interpretować to nauczanie. Jezus domyślał się, że kochani słuchacze jak zwykle wezmą wszystko dosłownie. Otóż Jezus podpowiada, że oczy (którymi się przyglądamy) są zwierciadłem duszy (synonim serca). Dalej Jezus mówi o tym wyłupywaniu itd. Tu robi się ciekawie bo… biorąc dosłownie te słowa: wyobrażasz sam(a) sobie wyłupać oko? Albo odrąbać rękę? To nie jest łatwe zadanie i wymaga ogromnej odwagi. Tylko ten tekst nie jest o masochizmie, ale o tym jaka to jest trudność! Jaką silną wolę trzeba mieć! Bo zobaczcie o czym Jezus mówi: o prawych częściach. To każdy żyd (i dzisiaj większość ludzi też tak uważa), że prawe kończyny są o wiele bardziej ważne od lewych. Dalej: oko jest symbolem duszy, ręka – fizyczności. Okiem nie dotkniesz owej niewiasty, która widzisz, ale ręką już owszem. Zbierając to: Jezus mówi żebyś bardzo radykalnie wziął/wzięła swoje życie w ręce i zdecydowanym ruchem i z odwaga zerwał(a) z tą najważniejszą rzeczą, która siedzi w Twojej głowie i której nie chcesz za wszelką cenę wypuścić. Najważniejsza pozornie – bo leworęczni dobrze wiedzą, że prawa nie jest w cale taka potrzebna. U mnie np. byłby to pewnie komputer, który pochłania mój czas i myśli, a nawet czasem relacje. Na koniec Mistrz z Nazaretu miażdży system. Ponieważ mówi „i odrzuć od siebie”. Bo co? Odwalisz rękę i jak nie odrzucisz to co się stanie? Przyjdzie sama? Nie. Ale będzie kusić. Będzie drążyć myśli i przypominać „stare dobre czasy”. Jak nie odrzucisz tego oka i ręki to w dodatku zaczną gnić pod Twoim nosem. Nie dość, że ledwo psychicznie to wytrzymasz to jeszcze zwrócisz cały obiad.

UPDATE:
Stojąc na przystanku natchnęło mnie dalej, bo czułem, że temat nie został wyczerpany. Prawa kończyna jest silniejsza – u leworęcznych będzie to lewa. Prawa w sensie silniejsza. Analogicznie lewa (u leworęcznych prawa) oznacza słabsza. Czyli można powiedzieć, że Jezus mówi o ucięciu sobie silniejszej kończyny – silniejszej części siebie. Pytanie na logikę: czym to zrobisz? Nie odetniesz prawej ręki prawą ręka, ani lewej lewą. Tak – Jezus mówi: Odetnij silniejszą część siebie używając tej słabszej części i odrzuć tą silniejsza część siebie – tą część, którą bardziej lubisz i którą łatwiej Ci się posługiwać. Np. mi o wiele łatwiej powiedzieć, że mi się nie chce (to ta silniejsza część we mnie) aniżeli chce. Ale On mówi: Moc w słabości się doskonali. I prawdopodobnie nie dasz rady sam(a) – potrzebujesz do tego pomocy – Jego! To jest po prostu tak genialny tekst, że aż grzechem jest spłycać go tylko do płaszczyzny grzechu. O!

Mt 5, 21-26

Ciekawe. Czyli gdy umrzemy i staniemy przed sądem to tak naprawdę nie liczy się czy my czujemy bądź nie czujemy, że się z kimś pogodziliśmy, tylko czy da druga osoba czuje coś względem nas. Czy zatem oznacza to, że powinniśmy wszystkim się przymilać, tak aby te osoby pozytywnie o nas myślały? Tak, pod warunkiem, że to szczere. Jezus daje tutaj jasną wskazówkę i przypomina „a bliźniemu swemu jak sobie samemu”. Pamiętam słowa pewnego księdza, który powiedział: nie śmiej zasnąć, jeżeli nie pogodziłeś się ze swoją żoną. I tutaj z całym szacunkiem do mojej żony (którą najmocniej kocham! :D), ale czy moja żona jest jakoś lepsza od innego człowieka? Ja bym rozszerzył te słowa: nie śmiej zasnąć nim nie pogodzisz się z ludźmi, którzy mają coś do ciebie. Bo nie znasz dnia, ani godziny kiedy będziesz musiał położyć ową ofiarę na ołtarzu.

Ostatni wers tej perykopy to przypomnienie o tym, że istnieje czyściec – miejsce, gdzie będziemy musieli odpokutować te wszystkie stracone okazje do dobra, do pogodzenia się z bliźnim. Bo te wszystkie sprawy to grosze jeżeli patrzeć na całe nasze życie. A my za te marne parę groszy codziennie kładziemy na szali nasze życie i śmierć.

Pamiętajmy też o modlitwie za tych, którzy może zmarnowali szansę, aby pogodzić się przed śmiercią – za dusze tych, którzy oczyszczają się w czyśćcu. A może to właśnie, ktoś ci znany, puka i czeka przed drzwiami nieba. Wszak kiedyś to może Ciebie i mnie spotkać.

Mt 5, 13-16

Dziesiątki razy czytałem pierwszy wers. Ciągle myślałem o soli jako przyprawie… ale myślę, że to błędne podejście. Co w ogóle oznacza „sól ziemi”? Po pierwsze wymyśliłem, że oznacza to, że uczniowie są synami ziemi. Są ludźmi, którzy mają smak i wydała ich ziemia. Ale to podejście jest trudne do interpretacji, gdy dochodzimy do trzeciego zdania w tym wersie. Dlatego drugie podejście: myślę, że żydzi wiedzieli, że żeby na ziemi coś urosło to potrzebne są sole mineralne. Często np. jak się ratuje róże, która obumiera to sypie się szczyptę soli do wody, żeby dać temu kwiatu trochę soli mineralnych. Jezus chodzi i sieje ziarna słowa Bożego. Jednak jeżeli ta ziemia będzie jałowa to jak coś tam ma urosnąć? Dlatego właśnie Jezus wybrał uczniów. No i trzecie zdanie nabiera sensu, gdy sięgnie się do encyklopedii Biblii. Otóż żydzi sól kamienną (słabej jakości) używali w porze deszczowej do… posypywania dziedzińca świątyń, by parkiet był mniej śliski. Jezus więc odwołuje się do tego – słabej jakości sól (którą mogą się stać) można użyć tylko do posypywania dziedzińców świątyń. Czyli nauka jaką będą głosić będzie deptana przez ludzi mimo iż będą na samym dziedzińcu! W samym centrum uwagi. Znacie to skądś?

Mt 5, 3-12

Pierwsze nauczanie do tego tłumu to na pierwszy rzut oka jakiś bełkot. Bo jak mam być szczęśliwy jak np. jestem ubogi w duchu?! Natomiast jak wytniemy to „szczęśliwi” na początku każdego wersu to dostajemy listę osób jaka dostanie się do nieba. Tzn. takie jakby cechy tych osób. Tych cech jest 8 i wg mnie nie przypadkowo. 7 to pełnia, a 8 to boskość. Moim zdaniem Jezus mówi w ten sposób, że tylko Bóg jest tak doskonały, że ma te wszystkie cechy. My nie jesteśmy czasami nawet w stanie jednej cechy zdobyć. Natomiast w wersach 11-12 chodzi o to, że nie, że mamy się cieszyć, że nas zabijają za wiarę itd, ale że to co robimy musi być dobre skoro nas jadą – bo prorocy wcale nie są chciani ani lubiani. A im więcej dobrego tym więcej zły miesza.

Mt 5,1-2

Obczaj motyw: widzisz taki tłum ludzi, że musisz wejść na jakieś wzniesienie, żeby wzrokiem wszystkich objąć i wtedy stwierdzasz „oj zapowiada się dluuuuugie kazanie” i siadasz, a oni stoją (troll lvl Jezus). Wyobraźcie sobie, że On przez 3 rozdziały siedzi i ich naucza! 3 rozdziały mówi (a raczej wydziera się?), tak aby go wszyscy usłyszeli. Co za Gość…

P.S.
Ciekawe czy ktoś się wyłamał i usiadł?

Mt 4, 23-25

W dzisiejszych czasach wyznajemy zasadę „jak trwoga to do Boga” i uciekamy się do Niego jak jest coś naprawdę poważnego. Np. Paraliż, rak itp. natomiast Mateusz pisze, że Jezus uzdrawiał ludzi ze WSZYSTKICH chorób i słabości. Nie wiem jak Wy, ale dla mnie WSZYSTKIE to wszystkie. Czyli np. katar też. A dzisiaj? Spróbuj powiedzieć pierwszemu lepszemu księdzu, że chcesz żeby dał Ci sakrament namaszczenia chorych bo masz katar. Na Kursie Alfa ostatnio ktoś powiedział „przecież Bóg nie zajmuje się takimi pierdołami”.  Ale przepraszam, a co ma ważniejszego do roboty niż my? Dodatkowo Jezus szedł przez całą Galileę. Nie wybierał miejsc typu „eee tutaj nie idę”. Przeszedł całą tą pogańską krainę. Wiec… dlaczego nie miałby przyjść do mnie i do Ciebie? I uleczyć nas, że wszystkich chorób i słabości? Panie przymnóż nam wiary.

Mt 4, 18-22

Krótko bo znów oklepana perykopa. Dopiero dzisiaj zadałem sobie pytanie dlaczego Szymona nazywali Piotrem. Petrus oznacza przecież kamień – nie skała czy opoka, jak to teraz się przyjęło. Kamień. Tzn. że Piotr był po prostu toporny i ciężki charakter – no kamień. I z tego co wiemy to tak było. Ale Jezus i z takiego tępego kamienia umie wyczesać skałę – opokę na, której wybuduje Kościół. I drugie: Zebedeusz znaczy „Bóg dał”. I tak jak dał tak też i przyszedł po to. Przyszedł po jego dwóch synów i Zebedeusz nie wacha się – oddaje swoich dwóch synów. Bo Bóg nie jest w końcu psychopata i sadystą – zabiera, ale dla dobrych i wyższych celów. Jego synowie stworzą nową historię. Wystarczy „tylko” zaufać. Tylko… 😛

Mt 4, 12-17

Ta perykopa to w ogóle jakiś nieogar. Jezus po tym jak usłyszał, że Jan został uwięziony – przenosi się. I w tym momencie każdy normalny człowiek powinien obrócić głowę o co najmniej 15 stopni i zrobi takie „eee…?”. Jezus przenosi się gdy gościa, który go zapowiada przymykają. I w dodatku do jakiejś pogańskiej krainy do jakiegoś zadupia – kilkutysięcznej wioski Kafarnaum. Motyw jest jednak inny. Jezus nie rezygnuje czy nie poddaje się. On przerywa (!!!) swój post na pustyni. Tak. On usłyszał te słowa będąc na pustyni. I wtedy przerywa. Gość robi coś niewiarygodnego – wybiera Kafarnaum. Wiochę zabitą dechami. No totalne zadupie… ale… część najważniejszego szlaku handlowego w tamtejszych czasach. Wtedy nie było internetu, więc jak nie jak przez szlak handlowy miał ktoś dowiedzieć się o nim? Swoją drogą to moment, w którym Jezus odcina pępowinę od rodziców – wyprowadza się z Nazaretu. Perykopa ta kończy się w bardzo „normalny” sposób – informacją jak Jezus zaczął nauczać… przewracamy kartkę do tylu – do początku rozdziału 3… i okazuje się… że Jezus naucza w ten sam sposób co Jan. Czyli kontynuuje naukę Jana. Bóg, który kontynuuje nauczanie człowieka… ogarniasz? Bo ja nie.