Trzy kobiety

Czytając o zmartwychwstaniu Jezusa u Marka, można zauważyć, że w 3 te same kobiety pojawiają się w 3. scenach: Przy śmierci, przy pogrzebie i 3 dni później – przy zmartwychwstaniu. Żeby było śmieszniej: to były 3 Marie. Magdalena, Kleofasa i Salome. Za dużo tych trojek. Przypadek? Nie sądzę.  Strzelam, że to pewna metafora działania Trójcy Świętej, która ciągle była w tym wszystkim. W pierwszych dwóch scenach kobiety biernie patrzyły z boku – nie ingerowały. Dopiero trzeciego dnia postanowiły namaścić ciało Jezusa. Namaszczenie kojarzy mi się z bierzmowaniem. A bierzmowanie z pełnią chrześcijaństwa. Jezus zmartwychwstając otrzymał pełnie Boskości. Ot tak.

Mk 16, 42-47

Pytanie za 100 punktów. Ilu ludzi zainteresowało się pogrzebaniem Jezusa? Odpowiedź oficjalna: jedna osoba. Nieoficjalnie dwie. Józef z Arymatei był szanowanym członkiem Wysokiej Rady, który „także oczekiwał Królestwa Bożego”. Prawdopodobnie nie zgadzał się z kapłanami. Dlaczego więc ich nie powstrzymał? Pewnie strach. Ale on jako jedyny (wg Marka, Mateusza i Łukasza) zainteresował się pogrzebaniem Jezusa. Wykupił od Piłata ciało Jezusa (który notabene był zdziwiony, że Jezus już umarł – i kazał to setnikowi to potwierdzić), zdjął Go z krzyża (!!!), kupił płótna, załatwił grób, pochował go i sam zatoczył kamień na wejście. Dlaczego? Myślę, że chciał naprawić swoje niedomaganie. Ale wyobrażasz to sobie? Często mówi się „wyglądasz jakby cię zdjęto z krzyża”. Jezus zakrwawiony, zmaltretowany, gdzie nie gdzie pewnie bez skóry właściwej i ten przebity bok, z którego wypłynęła krew i woda. A Józef mimo tego wszystkiego nie brzydzi się – wie, że ktoś to musi zrobić, że ktoś musi pochować Mistrza. Składając ciało Jezusa do grobu musiał pewnie też przygotować je do pochówku – musiał umyć jego ciało. Jezus mył stopy swoim uczniom, a teraz Józef obmywa Jego całego z zaschniętej krwi i kurzu.   Ciekawiej jest w Ew. Jana… bowiem pojawia się ten drugi. Chyba nikt nie zgadnie kto to może być… Nikodem. Tak – ten który spotykał się w nocy z Jezusem. To on pomagał Józefowi i załatwił mirrę oraz aloes (100 funtów, 1 funt ~ 0,5kg, czyli przyniósł 50kg!), aby zgodnie z prawem żydowskim zabalsamować zwłoki. Ciekawe jest to, że mirrą balsamowano głównie kapłanów żydowskich. Pamiętam jak smarowałem mojemu świętej pamięci dziadkowi jego posiniaczone dłonie. Było to dla mnie mega przeżycie. Nie potrafię sobie wyobrazić co przeżywał Józef i Nikodem. Myślę, że to była droga do świętości Józefa i nie bez przyczyny jest on aktualnie świętym w kościele katolickim, prawosławnym, ewangelickim i ormiańskim. Dla mnie jest to lekcja, że nie słowa, lecz czyny i nigdy nie jest za późno, żeby naprawić swój błąd. Wszyscy jesteśmy powołani do świętości i tylko od nas zależy, że przyjmiemy to zaproszenie.

Mk 15, 38

Dzisiaj czytałem sobie o śmierci Jezusa i chciałbym zwrócić uwagę na tylko jeden (!) werset, który osobiście wydawał mi się najbardziej bez sensu… a jest totalnym rozwaleniem mózgu (jak dla mnie). Chodzi o: „Wtedy zasłona świątyni rozdarła się na dwoje, od góry do dołu”. Nie trzeba długo szukać, aby dowiedzieć się, że taka zasłona nazywa się 'parochet’. Materiałowo można porównać to z dzisiejszym baldachimem w kościele. Grubo szyty, bogato zdobiony, niesamowicie dobrze wykonany. Zero chińszczyzny. Parochet ma zasłaniać wnękę z synagodze, za którą coś tam się znajduje. Tzn „coś tam” bo nie specjalnie interesuję się dzisiejszymi synagogami. Bardziej interesuje mnie ówczesność. Otóż przypominam ze znajdujemy się w Jerozolimie. Jerozolima – jako najważniejsza świątynia itd… no co mogło znajdować się za zasłoną? No? Arka przymierza. Otóż to. Dlatego za zasłonę wg prawa mógł wchodzić arcykapłan i tylko raz do roku. Rozumiesz tę izolację? Żeby pójść dalej z interpretacją przypomnijmy czas w jakim to się działo. Śmierć Jezusa wg Marka odbywała się między 6 a 9 ich czasu. Nasze to 12-15. W tym czasie w świątyniach składało się ofiary wieczorne. Co za tym idzie? W świątyni byli ludzie. I podejrzewam, że nie mało.
No to jedziemy: znaczenie pierwsze – Bóg ma dość izolowania Niego od ludzi. Chce żeby ludzie zobaczyli arkę. Ten symbol przymierza, który nie dotykał tylko arcykapłanów – ale wszystkich. Bóg nie chce być zamykany i izolowany – on jest Miłością, a Miłość chce żyć i to nie w izolacji. Po drugie: Bóg mówi, że mimo iż zabiliście mojego syna to ja pamiętam o przymierzu, które z Wami zawarłem i nie zmusicie mnie żebym je zerwał – wręcz przeciwnie. Przypomnę Wam o nim i ustanowię nowy porządek (za 3 dni). Teraz kilka info uzupełniającego o parachet: Jest on zdobiony symetrycznie (pomijając napisy). Na takiej zasłonie zazwyczaj pojawia się gwiazda Dawida lub tablice kamienne z koroną i dwoma lwami. Po bokach dwa paski symbolizujące kolumny świątyni.  A więc wniosek trzeci (opcja z gwiazdą Dawida): Bóg nie chce żeby była czczona gwiazda Dawida – teraz symbolem ma być krzyż. Cztery (opcja z przykazaniami itd): Bóg daje nowe przykazanie (przykazanie Miłości) dlatego żydzi mają przestać tak ubóstwiać to ich święte prawo, z którego zrobili sobie bożka. Piąte: jeżeli rozdzierało się od góry do dołu to po pierwsze była to ręka Boga, bo nikt by nie sięgnął tam – wiec wszyscy byli świadkami Boskiej interwencji. Szóste: jeżeli się tak rozdzierało to te górne rozdarte części pewnie były już oddalone od siebie, a dolne nie – a wiec zrobiło się coś takiego: \/ pamiętając o kolumnach na parochecie można wysnuć, że Bóg przypomina, że świątynia zostanie zburzona (obalające się kolumny na lewo i prawo). Po siódme: pamiętacie jak najwyższy kapłan rozdarł swoje ubranie i co oznacza dla żydów? Myślę, że Bóg nie ma szat, ale skoro ludzie dali mu taka zasłonę to miał w 100% prawo żeby w tym smutku i bólu po synu rozedrzeć „swoje szaty”.  Na koniec dokładka zanim pójdę spać w końcu: wyobraźcie sobie, że panują egipskie ciemności (Św. Marek podaje, że „ciemność ogarnęła cały świat”). Znajdujecie się w świątyni, w której palą się jakieś pochodnie i coś tam. Ogólnie pewnie mega jasno nie było… i w pewnym momencie ogromna zasłona zrobiona z grubego materiału sama z siebie rozdziera się od góry do dołu. Ja bym się posrał.

Bóg jest genialny i szalony!

Mk 15, 21-32

Często łapię się na tym, że gdy jest mi ciężko i nie mam żadnej możliwości ominąć problemu to sięgam po znieczulacze. W moim wypadku to alkohol, tabaka i fajka wodna. Czasami papierosy. Masturbacja. Jedni powiedzą, że nic – bo wiadomo, że są narkotyki, dopalacze itd. Wiem. Tylko to nadal ucieczka. Ucieczka od problemów, od podjęcia próby poradzenia sobie z tym co nieuniknione. Bo uniknąć np. można było wcześniej. Jezus długo modlił się w ogrójcu, żeby nie uciec. Tylko zobacz, że zawsze jest ta myśl z głowy „ulżyj sobie”, „weź przestań, co się będziesz spinać – zrobi to ktoś za ciebie”. I tak jest w całym życiu. Stajesz do walki albo uciekasz? I nie mam złudzeń, że tak będzie do końca mojego ziemskiego życia. Że będę ciągle musiał wybierać – ulżyć sobie, żeby było mi łatwiej – czy wziąć się w garść i spróbować przetrwać kolejną próbę. Mistrz pokazuje bardzo jasno co trzeba zrobić, bo odmówił wina zaprawionego mirra gdy mu dawali. Przecież to był narkotyk, który miał złagodzić ból! Ale On wie, że nawet dla Niego nie ma drogi na skróty do życia wiecznego. Że nie powinniśmy uciekać się do znieczulaczy – narkotyków i innych używek, które w momencie trudności na chwilę przyniosą ukojenie. Bo wtedy nie ma tej czystości intencji, która jest bardzo ważna. Jezus chce być w 100% świadom tego co robi. Chce być autentyczny do „końca”. Żeby nikt nie mówił cierpieć na znieczulaczu to każdy potrafi. Nie chce, żeby ludzie uczyli się znieczulać na ból swój i cudzy. Czasami trzeba przełknąć gorycz słów, które ktoś nam chce powiedzieć – zatkanie uszu nie jest wyjściem. Czasami trzeba umyć naczynia – i jak jest mocno przyschnięty garnek to nawet dobra zmywarka nie ratuje. Czasami jak jest kartkówka w szkole czy na uczelni to nie pomoże ściąganie – trzeba siąść w domu i się nauczyć, albo przyjąć mężnie na klatę wiadomość, że nie nauczyłem się. Przykładów można mnożyć w nieskończoność. Św. Paweł napisze później w jednym z listów „Dopóki walczysz – jesteś wygranym”. I nie wziął to oczywiście z przykładu Jego Nauczyciela – Jezusa. Który mężnie brał na klatę wszystkie nasze problemy. Bez znieczulaczy.

Mk 15, 16-20

Ta scena kojarzy mi się z sytuacją w życiu. Gdy wpadniesz w ręce jednego demona (grzechu) to zawoła kolegów i biorą Cię w obroty. Jak myślisz, że skończyli i łaskawie oddają ci twoje rzeczy (godność) to tak naprawdę… okazuje się, że zaczynasz iść droga krzyżową… tylko czy aby na śmierć?

Update:
Siedząc na dłuższym posiedzeniu natchnęło mnie żebym sprawdził tę perykopę w Tysiąclatce. Co się okazało: że żołnierze jak wyprowadzili Jezusa na dziedziniec to zawołali wg tysiąclatki całą kohortę (Paweł podaje, że oddział). Wyczytałem, że kohorta to 480 osób!!!!! 480 osób szydziło, biło i pluło na Niego! Masakra! Ta scena to w ogóle jest odwrócenie wjazdu do Jerozolimy. Przypuszczam, że ci żołnierze widzieli jak Jezus tryumfalnie wjeżdża do miasta. No bo chyba nie siedzieli all day all night w koszarach tylko się wałęsali tu i tam. Wiec teraz postanowili przywitać go na swój sposób. Zamiast wianków na głowę – korona z cierni. Zamiast palemek – bicie po głowie trzcina.

Mk 15, 1-5

Kapłani byli naprawdę skurczybykami. Tzn albo raczej Jezus – bo nie dawał im spać. Biedaczki o świtaniu wstali, żeby tylko szybko Jezusa myk do Piłata i tego samego dnia jeszcze ukrzyżować. Ani dnia dłużej by z nim nie wytrzymali… U Piłata jest ciekawie. Wychwytuje on jedno oskarżenie godne kary śmierci – nazwanie siebie królem, co godzi w Rzym. „Czy Ty jesteś królem żydowskim?” „Ty tak mówisz”. Zgodnie z przypisem jest to typowa odpowiedź wymijająca Żydów. Ale z drugiej strony mam też inne odczucia: po pierwsze Jezus nie chętnie przyznaje się do swoich „współziomków”. Chociaż nie mówi „nie”. Po drugie mam dziwne wrażenie, że chciał powiedzieć Piłatowi „Ty TERAZ tak mówisz” sugerując poniekąd, że jest i jego królem, chociaż jeszcze tego nie wie. Dalej Jezus milczy. I tu Piłat dostaje klina ponieważ Rzymianie uważali milczenie za przyznanie się do win. Nie jestem jakimś historykiem, ale wydaje się, że prokuratorzy rzymscy dostawali dane delikwenta. Czyli Piłat znał dokładnie akta Jezusa. Że był prostym stolarzem, bez szału – zwykły szaraczek. I nagle staje przed nim On i milczy przyznając się do wszystkich zarzutów. Piłat nie był głupi i wyczuł, że coś jest nie tak. Ale zrobił to co było zgodne z jego sumieniem – wierność pracodawcy.

Mk 14, 66-72

Wałkowany nie raz fragment z zaparciem się Piotra i kogutem. Chciałem już przejść obojętnie obok tego fragmentu i w końcu ruszyć szybciej do przodu, no ale gdy przeczytałem ostatnie zdanie tej perykopy „I wybuchnął głośnym płaczem” no to nie mogłem. Musiałem. Piotr to był rybak. Chłop. Porywczy i stanowczy. Pierwszy wydobył miecz jak przyszli po Jezusa. No w ogóle to był 100% mężczyzna z krwi i kości. Taki mężczyzna płacze jak bóbr (tak rozumiem to zdanie – bo to nie był zwykły płacz czy smutek – a raczej lament) tylko… kiedy? Jak zabiera mu się dumę. Dumą może być honor, przyjaźń, uczucie. Cokolwiek co sprawia, że taki człowiek może być dumny. Piotr zdał sobie sprawę jak dumnym człowiekiem był. A Jezus odbiera mu tę dumę. Tą pewność siebie, że nigdy się nie zachwieje. Pokazuje mu jaką marną budowę zbudował sam. I w tym momencie zadać sobie trzeba pytanie: dlaczego kogut, i dlaczego 2 razy? Kogut ma dwa znaczenia – pozytywne i negatywne. Zacznijmy od negatywnego: kogut (a raczej kogucik) to taki bardzo nadmuchany ptak, który nigdy nie nauczy się porządnie latać. Może rozpładzać setki kur czy coś, być Panem kurnika, pokazywać gdzie jest czyje miejsce, no i kogoś podziobać jak się bardzo zdenerwuje. Krótko: ma dumę, ale nie będzie latać. Piotr jest kogucikiem. Jest i kropka. I Jezus mu to pokazał, dlatego kogut 2 razy (pisałem już kiedyś o powtórzeniu tego samego w kulturze semickiej). Pozytywne znaczenie: gdy kogut zapieje oznacza nadchodzący dzień. Nowe życie, nowy ład. Kogut zapowiada to dwa razy. Bóg złożył w ten sposób obietnice Piotrowi. Powiedział do niego: „jesteś kogucikiem, małym dumnym kogucikiem… dlatego odbiorę Ci Twoją dumę i przemienię Cię… to nastąpi – jeszcze nie teraz – bo wschodzenie słońca to proces”. I dlatego Piotr zaczął łkać jak dziecko. Bo gdy takie coś do ciebie trafi, to żaden mur i żaden beton nie oprze się takiemu słowu. Myślę, że w tym momencie DŚ tam ostro zadziałał na Piotra i dostał dar zrozumienia tego. Jak czas pokaże nie zjawił się pod krzyżem, bo nie potrafił sobie jeszcze wybaczyć. Ale jak napisałem wcześniej: słonce nie wstaje od zaraz, a Rzymu nie zbudowano w 5 sekund.

Mk 14, 53-65

Długo rozkminiałem ten motyw. Po co ta cała maskarada? Dlaczego wyżsi kapłani wysłali Jezusa do najwyższego kapłana? Dlaczego od raz go nie skazali itd. Jakieś fałszywe zeznania kombinowanie. Trafiło do mnie gdy Jezus przyznaje się do bycia Chrystusem i wtedy co…? Wtedy najwyższy kapłan rozrywa swoje szaty. Wyczytałem, że w kulturze żydowskiej rozdarcie szat oznaczało smutek z powodu straty (śmierć itd) kogoś bliskiego (z rodziny). Czaicie?
Najwyższy kapłan chyba lubił Jezusa. Nie chciał go wydać tak o. Ale gdy usłyszał bluźnierstwo, którego nie mógł już znieść to wydał Go. Zobaczcie jakim tonem on oświadcza, że Jezus bluźni. Normalny taki faryzeusz to od raz by krzyknął czy coś. A on nie. Spokojnym tonem. I po tym wydarzeniu ludzie zmieniają się w zwierzęta, a raczej dzieci. Bo kto normalny zasłania komuś twarz, bije go, pluje i pyta „Zgadnij?”.

Z drugiej strony ciągle drąży mnie myśl, że to wszystko mogło być jedną wielką farsą dla wypełnienia prawa. Najwyższy kapłan jako najwyższy kapłan hipokryzji. To cale rozdarcie szat mogłoby znaczyć „oj oj zobaczcie jak mi 'przykro’…” Gdy Jezus się ujawnia i w końcu go mają to mogą zrzucić już z siebie maski obłudy i pokazać prawdziwe ja. Mogą wylać ten cały kwas, który zbierał się w nich przez nienawiść do Niego. Jaka żenada… radość z tego, że ktoś sam się przyznał do tego na czym nie mogli go uchwycić. Mógłbym rzec, ze Jezus chciał już im oszczędzić tych starań widząc ich niedołężność. Taki typowy Jesus facepalm 😉

Mk 14, 43-52

Dwie sprawy, które mnie zastanawiają: stosunek Ewangelisty do Judasza, oraz słowa Jezusa do tych, którzy po Niego przyszli. Pierwsza kwestia: myślę, że Ewangelista mimo iż pamięta, że Judasz został zdrajcą to nadal darzy go szacunkiem. Nadal nazywa go „jednym z Dwunastu”. W dodatku zwróćcie uwagę, że Judasz mówi „schwytajcie i prowadźcie ostrożnie”. W ogóle dlaczego pocałunek? Dlaczego po prostu nie wskazał palcem? Przecież on bardzo dobrze wiedział, że Jezus wie o wszystkim. Skoro w trakcie wieczerzy Jezus to zapowiedział, to na pewno Judasza już zimny pot zlał. I co? A on podchodzi do Jezusa jakby nigdy nic, nazywa nauczycielem – rabbi – i całuje go. Nie odwrotnie. Czyżby Judasz brał ostatnią lekcje, której i tak nie pojął? Jezus nic nie powiedział do Judasza. Rozkmiń. Masz wydać swojego mentora. Masz za sobą tłum ludzi. I wzrok, który przypomina ci wszystko czego cię nauczył. Jak trzeba mięć nasrane w głowie żeby go pocałować? Całuje się kogoś z miłości, albo na ostatnie pożegnanie. Pytanie brzmi: kto tu kogo żegnał? I druga sprawa szybka: rozkmiń to: „Codziennie byłem wśród was, nauczając w świątyni, a nie pojmaliście Mnie”.

Mk 14, 32-34

Ogród oliwny, w którym modlił się Jezus był w posiadłości zwanej Getsemani. Nazwa ta wzięła się od nazwy wytłaczarni oliwy, która znajdowała się tam. W przekładzie Pawłowym Jezus mówi „Moja dusza jest śmiertelnie smutna”. Czujecie to określenie? Bóg śmiertelnie smutny? Bóg śmiertelnie. Bóg smutny. Jezus nigdy tak nie miał. Jak umarł Łazaż (opisane w innych Ewangeliach) to płakał. Ale to był płacz smutku ciała. Normalne reakcje ludzkie. A tu?
Nieśmiertelna Dusza Boga jest śmiertelnie smutna. Dlaczego? A jak byś się czuł(a) gdybyś wiedział(a) jakie męki cię czekają? Wszystkie możliwe sposoby, wszystkie drogi. Wszystko. Nieskończony Bóg zamyka się w śmiertelnym ciele, a jego nieśmiertelna dusza jest śmiertelnie smutna. Ledwo da się to ogarnąć. Ja jak myślę, że muszę iść do szpitala i załącza mi się wyobraźnia, że będzie to to i to, że ktoś będzie za mną tęsknić, itd to już dostaje na łeb i boję się. Natomiast nie wyobrażam sobie, tych nie wyobrażeń, ale realnych możliwości, które kłębiły się w umyśle Jezusa…